Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2021

Gdybym miała córkę,

 to nie potrafiłabym jej objaśnić współczesnego świata. Abstrahując od tego, że bycie rodzicem generalnie jest trudne i nikt z nas nie ma gwarancji sukcesu i złotego środka na wychowanie, to sama nadal mam poczucie niezrozumienia, zwłaszcza w obszarach związanych bezpośrednio z płcią. Generalnie oderwaliśmy się od definiowania ról społecznych poprzez płeć. Mamy koedukacyjne szkoły, w zespołach mieszanych pracujemy efektywniej, razem bawimy się, w naszym kręgu kulturowym nie jest żadną hańbą wyjść na piwo z kolegami. Z sympatią wspominam imprezy, na których byłam jedyną kobietą, bo tak z "pracowego" rozdania wynikało. Tak, byliśmy pijani w przysłowiowe trzy dupy, nie, nic mi się na takich imprezach nie stało, wręcz parę razy któryś z pijanych kolegów rozczulił mnie upierając się, że musi mnie przynajmniej do autobusu odprowadzić. Z drugiej strony po ulicach chodzą mężczyźni uważający, że sam fakt, że kobieta na ulicy jest sama, jest przyzwoleniem, żeby sobie pomacać. Jeśli kob

Czy wiek jest konstruktem społecznym?

 XXI wiek jest wiekiem młodości. Sorry, ale doświadczenie jest passe. Liczy się młodość i szybkość, masz 60 sekund na przedstawienie swojego pomysłu albo out. Komplementarnie pojawili się tacy, co twierdzą, że wiek to tylko konstrukt społeczny i możemy się z niego wyzwolić a starość będziemy leczyć jak każdą inną chorobę. Może będziemy, ale raczej nie prędko. A te sześćdziesiątki, które reklamują dresy dla młodych, to nie są pomarszczone babuszki z rodziną, tylko genetyczne freaki, które w tym wieku potrafią nadal zrobić szpagat. Nie potrafiłam zrobić szpagatu nawet mając lat 20. A one i tak są tylko sylwetką na zdjęciu, a nie osobą funkcjonującą w grupie. Już widzę, że nie będę osobą starzejącą się "z godnością". Świat 40+ mnie po prostu nudzi. Mogę zignorować reklamy z cyklu 10 must have w szafie każdej kobiety po 40 i ubierać się jak nastolatka, ale wyborów dostępnych dla nastolatki mieć nie będę. Normy dotyczące wyglądu się rozluźniły, ale miejsce w społeczeństwie nie. I

waga

 Podobno kobietę łatwiej namówić do podania wieku niż wagi.78. Jakoś nie mam z tym problemu, chociaż może nie rzucałabym liczbami na mównicy. Mniej więcej tyle samo od kilkunastu lat. Na samą myśl, że powinnam schudnąć, zaczynam żreć jak dżdżownica - bez przerwy. Może dlatego, że okres, kiedy ważyłam 48 był absolutnie najgorszy w moim życiu, pod każdym względem. Wewnętrznie mam strach przed byciem szczupłą z całym tym pakietem nieszczęść. Z liczbą problemu nie mam. Z konsekwencjami, za nią idącymi, już bardziej. Bo owszem, co jakiś czas komuś nie pasuję do wizji, ktoś próbuje mnie nauczyć zdrowego odżywania, albo wytłumaczyć, że cukier zabija i uzależnia. Which is not true. Cukier jest niezbędny do życia. I nie wiem jak reszta świata, ale dla mnie wyeliminowanie go w tej najprostszej formie  nie jest problemem. A poza tym przykładam dużą wagę do tego co i jak jem. Czytam etykietki, sprawdzam zależności. Po prostu nie czuję potrzeby zbawiania świata przy tej okazji.

if I were a rich man...

 Dziś w dyskusji pojawił się wątek co bym zrobiła, jakbym teraz miała zagwarantowany duży dopływ gotówki, pozwalający żyć bez pracy? Nie przestałabym pracować. Praca daje mi dużo więcej niż pieniądze i w oderwaniu od pieniędzy mogłaby dawać jeszcze więcej. Miałabym swobodę wyboru, bez uwzględniania "czy to się opłaca" i "czy to jest perspektywiczne". Mogłabym wydać więcej na uczenie się nowych rzeczy i robić to bez zastanawiania się "czy to się sprzeda w cv". Czułabym się lepiej, pieniądze dają wolność, ale same w sobie nie dają szczęścia.

Rebeka Solnit, Mężczyźni objaśniają mi świat

 Po przeczytaniu fragmentu, przeczytałam resztę.  Z jednej strony po przeczytaniu można tylko dodać "amen". Z drugiej strony rozczarowanie. Cytowany przez wydawcę paragraf jest najlepszy i nieadekwatny do reszty. Bo reszta jest owszem, o przemocy wobec kobiet, ale tej czysto fizycznej, oprawionej w ramkę statystyk. Może i warto by taką książkę czytali młodzi mężczyźni, ale po pierwsze i tak nie przeczytają, po drugie to kolejna nudna publikacja. Co z tego, że niemal każda kobieta może jakieś elementy tej statystyki odnaleźć w swoim życiu, a "normalni" mężczyźni totalnie nie zdają sobie sprawy ze skali problemu. W książce mimo dobrego wstępu, zabrakło jednak pochylenia się nad przemocą symboliczną wobec kobiet, inną niż czysty internetowy hejt. Nad przemocą, w ramach której już nauczycielki tłumaczą dziewczynkom, że dziewczynki mają być grzeczne i ładnie się wypowiadać, a chłopcy mają walczyć o swoje i rozwiązywać zadania. Tak się bowiem składa, że na w dużej nośniki

Mężczyźni objaśniają mi świat

Książki Rebeki Solnit jeszcze nie przeczytałam, ale już sam tytuł i fragment dostarczany przez Legimi https://www.legimi.pl/polka/ebook-mezczyzni-objasniaja-mi-swiat-rebecca-solnit,b187922.html  zapalił mi żarówkę - to jest to co zawsze chciałam powiedzieć o swojej pracy w IT. W punkt. I nie, książka Rebeki nie ma nic wspólnego z IT. Przez kilkanaście lat pracy w IT koledzy mentalnie "głaskali mnie po główce" i objaśniali mi świat, tłumacząc jak działają aplikacje, które świetnie znałam, "te dziwne znaczki", które potrafiłam odczytać równie dobrze jak oni i protokoły wymiany danych, które były równie oczywiste. Próbując rozwiązać problem, milion razy usłyszałam "daj mi kogoś kto się na tym zna" albo "to kto w IT się tym zajmie?". Kilku (a może kilkunastu) kolegów z działów IT w kolejnych firmach nawet nie załapało, że ... pracujemy w tym samym dziale i nie jestem sekretarką, asystentką kogoś tam ani przedstawicielem klienta. I nie, to nie jest wy

Ludzie

 Nowy rok zawodowo zaczął się dla mnie od informacji, że odchodzi od nas kolejny ze współpracowników. No nie lubię bardzo i odczuwam realną stratę nawet teraz, kiedy odejście z pracy oznacza po prostu, że kolejną zakładkę z chatem zamykam "na zawsze", a człowieka w sumie na oczy nie widziałam. Kilka takich zakładek do zamknięcia ostatnio i chociaż doskonale wiem, że za chwilę koledzy rozmyją mi się w pamięci to i tak mi przykro. Mam poważną dysfunkcję taką, że do ludzi się przyzwyczajam. W świecie korporacji to niewygoda i czasem nachodzą mnie myśli o tym, że dziwny jest ten świat, w którym przez życie przewija się tylu ludzi, a więzi z tego są stosunkowo nieliczne i zwykle dość nędzne. Korpo przyjaźnie żyją tylko w korpo. No bo cóż, w każdej z kilkunastu firm współpracowałam z ponad setką ludzi, lubiłam ich, niektórych nawet bardzo, wypiłam hektolitry kawy i herbaty z niektórymi, z innymi wygenerowałam setki durnych wątków w mailach i komunikatorach w ramach firmowej głupawk