Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2021

Czy wiek jest konstruktem społecznym?

 XXI wiek jest wiekiem młodości. Sorry, ale doświadczenie jest passe. Liczy się młodość i szybkość, masz 60 sekund na przedstawienie swojego pomysłu albo out. Komplementarnie pojawili się tacy, co twierdzą, że wiek to tylko konstrukt społeczny i możemy się z niego wyzwolić a starość będziemy leczyć jak każdą inną chorobę. Może będziemy, ale raczej nie prędko. A te sześćdziesiątki, które reklamują dresy dla młodych, to nie są pomarszczone babuszki z rodziną, tylko genetyczne freaki, które w tym wieku potrafią nadal zrobić szpagat. Nie potrafiłam zrobić szpagatu nawet mając lat 20. A one i tak są tylko sylwetką na zdjęciu, a nie osobą funkcjonującą w grupie. Już widzę, że nie będę osobą starzejącą się "z godnością". Świat 40+ mnie po prostu nudzi. Mogę zignorować reklamy z cyklu 10 must have w szafie każdej kobiety po 40 i ubierać się jak nastolatka, ale wyborów dostępnych dla nastolatki mieć nie będę. Normy dotyczące wyglądu się rozluźniły, ale miejsce w społeczeństwie nie. I

waga

 Podobno kobietę łatwiej namówić do podania wieku niż wagi.78. Jakoś nie mam z tym problemu, chociaż może nie rzucałabym liczbami na mównicy. Mniej więcej tyle samo od kilkunastu lat. Na samą myśl, że powinnam schudnąć, zaczynam żreć jak dżdżownica - bez przerwy. Może dlatego, że okres, kiedy ważyłam 48 był absolutnie najgorszy w moim życiu, pod każdym względem. Wewnętrznie mam strach przed byciem szczupłą z całym tym pakietem nieszczęść. Z liczbą problemu nie mam. Z konsekwencjami, za nią idącymi, już bardziej. Bo owszem, co jakiś czas komuś nie pasuję do wizji, ktoś próbuje mnie nauczyć zdrowego odżywania, albo wytłumaczyć, że cukier zabija i uzależnia. Which is not true. Cukier jest niezbędny do życia. I nie wiem jak reszta świata, ale dla mnie wyeliminowanie go w tej najprostszej formie  nie jest problemem. A poza tym przykładam dużą wagę do tego co i jak jem. Czytam etykietki, sprawdzam zależności. Po prostu nie czuję potrzeby zbawiania świata przy tej okazji.

if I were a rich man...

 Dziś w dyskusji pojawił się wątek co bym zrobiła, jakbym teraz miała zagwarantowany duży dopływ gotówki, pozwalający żyć bez pracy? Nie przestałabym pracować. Praca daje mi dużo więcej niż pieniądze i w oderwaniu od pieniędzy mogłaby dawać jeszcze więcej. Miałabym swobodę wyboru, bez uwzględniania "czy to się opłaca" i "czy to jest perspektywiczne". Mogłabym wydać więcej na uczenie się nowych rzeczy i robić to bez zastanawiania się "czy to się sprzeda w cv". Czułabym się lepiej, pieniądze dają wolność, ale same w sobie nie dają szczęścia.

Rebeka Solnit, Mężczyźni objaśniają mi świat

 Po przeczytaniu fragmentu, przeczytałam resztę.  Z jednej strony po przeczytaniu można tylko dodać "amen". Z drugiej strony rozczarowanie. Cytowany przez wydawcę paragraf jest najlepszy i nieadekwatny do reszty. Bo reszta jest owszem, o przemocy wobec kobiet, ale tej czysto fizycznej, oprawionej w ramkę statystyk. Może i warto by taką książkę czytali młodzi mężczyźni, ale po pierwsze i tak nie przeczytają, po drugie to kolejna nudna publikacja. Co z tego, że niemal każda kobieta może jakieś elementy tej statystyki odnaleźć w swoim życiu, a "normalni" mężczyźni totalnie nie zdają sobie sprawy ze skali problemu. W książce mimo dobrego wstępu, zabrakło jednak pochylenia się nad przemocą symboliczną wobec kobiet, inną niż czysty internetowy hejt. Nad przemocą, w ramach której już nauczycielki tłumaczą dziewczynkom, że dziewczynki mają być grzeczne i ładnie się wypowiadać, a chłopcy mają walczyć o swoje i rozwiązywać zadania. Tak się bowiem składa, że na w dużej nośniki