Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2016

świąteczny realista

Tata do starszego "dziś jest taki miły dzień, przychodzi Mikołaj trzeba się cieszyć" Maruniowany " Wcale nie jest miły, nie lubię dostawać rózgi zamiast prezentów!" Cóż, Mikołaj okazał się źle poinformowany i jednak przyniósł prezenty.

Nie wiem

Na długo za nim urodziło się moje pierwsze dziecko, wydawało mi się, że będę takim rodzicem, co to niestrudzenie objaśnia świat i odpowiada na każde pytanie. W końcu mój tata w nieskończoność odpowiadał dlaczego jaskółka to ja z kółka. A ten kto nie potrafi wyjaśnić dziecku sam nie rozumie. Przy dwójce dzieci zrozumiałam, że "nie wiem" rzadko jest faktycznym przyznaniem się do niewiedzy, częściej desperacką próbą obrony własnego spokoju, kiedy jedno dziecko ciągnie wątek w rodzaju "dlaczego farba jest czerwona" a drugie "skąd się bierze mięso". Ten pierwszy należy jak najszybciej zamknąć, gdyż żaden dorosły nie nadąży w takich kwestiach za abstrakcyjną logiką przedszkolaka, i to jeszcze tłumacząc naprzemiennie skąd to mięso. Wiele z doskonałych pomysłów na doskonałego rodzica zakłada, że mamy jedno dziecko na dwójkę rodziców i dwie pary aktywnych dziadków. Nawiasem mówiąc staram się uczyć dzieci, że ani mama, ani tata, ani nikt na świecie nie wie wsz

muki

muki i ijaki jadą - oświadczył Pietruszka na widok obrazka na którym w wagonikach jadą krowy i konie. Nie wróżę mu łatwego dogadania się z resztą społeczeństwa.

logika przedszkolaka

Tygrys jest kucharzem, bo robi jedzenie z ludzi. I jest drapieżnikiem bo to zjada. To rzekł Maruniowaty, lat 4,5 Przypomniała mi się rubryka "satyra w krótkich majteczkach" w jednej z danych gazet.

Książka dla dużego i malego, Findus się u nas pojawił.

Są takie książki, które dotykają paluchem żywych emocji. Raczej nie spodziewam się ich wśród opowiadań dla dzieci, ale... "Kiedy mały Findus się zgubił" dotyka. Samotność człowieka, dla którego jedynym powodem do wstania rano jest mały kotek dotyka chyba bardziej emocji dorosłego niż dziecka. Bez wątpienia dotyka też moich osobistych wspomnień. Młody chyba przefiltrował treść przez własne wspomnienia przyjaźni z naszymi już nie żyjącymi kotkami, w każdym razie historia go wyraźnie wciągnęła. A książeczka znajdzie u nas swoje miejsce, bo o to po raz pierwszy Pan Maruniowaty wspólnie ze mną przeczytał tak długą opowieść, czytaliśmy trzy dni. Wracaliśmy wspomnieniami do poprzednich stron upewniając się, czy wszystko pamiętamy. Szukaliśmy na złożonych ilustracjach odniesień do treści. To też duży krok od serii z Kicią Kocią (nadal dominującą w naszym domu, Pietrucha złapał bakcyla, wierszyków nie lubi, woli Kicię Kocię), z uproszczonymi ilustracjami, do naprawdę złożonych obra

Muminki stosują pozytywny labeling

Nie czytałam Muminków w dzieciństwie, a nawet gdybym czytała to i tak - powrót do literatury dziecięcej kiedy już masz na swoim grzbiecie bagaż doświadczeń - to całkiem nowa jakość. Ostatnio czytaliśmy "Muminek i zaginiona luneta" . Muminkowi ginie luneta (jak łatwo się domyślić...), Mała Mi twierdzi, że ukradli ją Topik i Topcia, mama Muminka wysuwa teorię, że ktoś pewnie lunetę pożyczył i na pewno odda. Topik i Topcia oddają lunetę a Muminek podkreśla, że bardzo o nią dbali i w nagrodę powinni przez jeden dzień w tygodniu ją użytkować. Topik i Topcia w efekcie bardzo dbają o lunetę. I tak to w skrócie mamy pozytywne działanie zjawiska naznaczania społecznego. Coś czego dorośli nie rozumieją. Może nie czytali Muminków a może zapomnieli, a może po prostu cała nasza kultura nakierowana jest na negatywny labeling. Bo negatywne działanie naznaczania społecznego łatwo można napotkać - witamy  w każdej korporacji, gdzie standardowo zakłada się, że każdy pracownik jest przeciętn

Rozwój mowy

Maruniowaty uczył się mówić jakby składał puzzle. Po kawałku dobierał słowa do zdania. Kombinował z formą gramatyczną. Niektóre błędy długi czas stanowiły domowy żart, jak to, że da coś mamusiowi i tatusiowi. Pietrucha ma tendencje do tworzenia swojego języka. Wprowadza kolejne określenia dzwięko-naśladowcze, których starszy nigdy nie używał, a które są tak oczywiste i zrozumiałe, że odbiorcy nie chce się poprawiać. I tak mamy "miau"(kot) "hau" (pies), "ciu-ciu" (ciuchcia... nie cukierek), "brum" (samochód), "am" (jedzenie) i masa innych doraźnie. Powoli niepokoi mnie, że te dzwięko-naśladowcze określenia wynikają z problemów z wymową. Już kilka miesięcy temu Pietrucha zaczął składać całe zdania, w poprawniej formie gramatycznej, ale wymowa była fatalna - taka, że tylko najbliżsi mieli szansę wyodrębnić słowa. Ostatnio porzucił te zdania na rzecz prostych dźwięków naśladujących otoczenie. Co więcej trudno mu się skupić na wysłuchiwaniu

Jak rozmawiać o śmierci

Na przystanku mama z przedszkolakiem. Dzieciak patrzy na sznur samochodów i ubawiony opowiada, że jakby go przejechał samochód to będzie z niego śmieszny placuszek. Oboje się śmieją z tego placuszka. Ja moim dzieciom mówię, że jak przejedzie ich samochód to będzie koniec. Będzie cię bardzo bolało, a potem już cię nie będzie wcale. Nie wiem czy robię dobrze, ale oddzielanie dzieci od wiedzy o śmierci, zamienianie śmierci w bajkową zabawę, wydaje mi się nie na miejscu. Śmierć jest i dotyka nas często. Tak, jak do dziecka dotrze "nie będzie cię wcale i na zawsze", to jest zszokowane. Tak, teraz bardziej uważa na samochody. Maruniowaty doświadczył śmierci poprzez niespodziewane odejścia trójki naszych zwierząt. Wiele miesięcy zajęło mu zrozumienie, że piesek już nie wróci i śmierć jest nieodwołalna.

Drobiazgi

Chciałam zrobić drobiazg w prezencie dla kolegi-tatusia malucha. Padło na prosty śliniaczek. Zawsze mam dużo obaw dając taki prezent, w świadomości masowej rękodzieło nadal funkcjonuje jako jakiś nędzny zastępnik nieosiągalnego dobra ze sklepu. Nieważne że współcześnie rękodzieło jest droższe (droższe nawet jeśli liczyć sam materiał, a nie tylko czas pracy) i trudno osiągalne (ręka do góry kto nauczył córkę/wnuczkę posługiwać się drutami).   W każdym razie w tym przypadku myślę, że prezent został zrozumiany. Kolega swego czasu podarował mi najlepszą na świecie domową nalewkę, więc zakładam, że fabryczna masówka nie stoi u niego na piedestale. Lubię w ludziach chęć własnoręcznego kreowania drobnych rzeczy z swojej rzeczywistości. Wyrwanie się z kręgu "zarób-kup-wydaj". Docenienie procesu wytwarzania.   Analogiczny śliniak, ale w większej i jednocześnie mniej wyrafinowanej wersji, zrobiłam dla Pietruchy, na zdjęciu poniżej już nieco zużyty. Prosty wzór daje możliwość po