Słysząc o kolejnych wypowiedziach multimiliarderów, że praca zdalna jest zła, mam nieodparte wrażenie, że to samo mówili
- panowie feudalni przy zniesieniu pańszczyzny
- właściciele niewolników na samą myśl o zniesieniu niewolnictwa
- fabrykanci wobec perspektywy wprowadzenia 8 godzinnego dnia pracy
- właściciele kopalń postawieni wobec zakazu pracy dzieci
- i tak dalej
w oczywisty sposób najbardziej narzekają przedstawiciele grup, które z jednej strony są skrajnie uprzywilejowani i w żaden sposób nie zmuszeni do wykonywania pracy w taki sposób jak warstwy niższe, a z drugiej strony - historia pokazuje, że w większości oni nie ucierpią na takiej konkretnej zmianie. Wielkie gospodarstwa nie skończyły się w momencie zniesienia pańszczyzny, plantacje bawełny nie upadły, fabryki też nie. Pod wpływem zmieniających się warunków wszystkie te biznesy stały się bardziej dochodowe. Co współcześni panowie powinni przemyśleć protestując przeciw pracy zdalnej.
Za każdym razem te protesty nie dotyczyły tak naprawdę spadku ekonomicznej wydajności a spadku poziomu kontroli nad życiem pracowników.
I kiedy współcześnie chcemy się zastanowić nad tym czy w pracy ważniejsza jest wydajność czy podejście typu "jam jest pan czasu twego" to popatrzmy na open space. Kto potrafi efektywnie pracować na open space? (mnie zdarzało się wręcz wymiotować od hałasu w tak zorganizowanym biurze) Ale kontrola czasu spędzanego przez pracowników jest w takim układzie "ogranoleptyczna".
Komentarze
Prześlij komentarz