"Czy chcą państwo znać płeć?"
Chcemy
"..bo to mały książę jest!"
W taki uroczy sposób dowiedzieliśmy się, że kolejny potomek będzie kolejnym synkiem. Zresztą tak samo jak i w pierwszej ciąży i tak wiedziałam.
Minął już ponad rok odkąd obiekt powyższej rozmowy pojawił się na świecie. Od początku okazał się być raczej małym Rumcajsem, próżno w nim szukać arystokratycznej delikatności. Liczy się siła i konkret! I dobrze, bo etat księcia już zajęty przez Maruniowatego. Różnice najpiękniej widać nad talerzem, Maruniowaty się namyśla, Pietrucha zajada z radosnym uśmiechem na buźce, zajada swoje i sięga po cudze. Na wigilii prawie udało mu się przechwycić talerz z krokietami, które rzecz jasna nie były dla niego. No już miał w łapkach krokieta i do buźki ciągnął jak zła mama zabrała. Rumcajs.
Od kilku dni oficjalnie jestem na urlopie wypoczynkowym. Się na wypoczywam, że ho ho. Dla niektórych to faktycznie jest doskonały obraz wypoczynku - nie mogę się ruszyć z kanapy przed telewizorem. Wszelka próba dezercji jest kwitowana wrzaskiem ostrzegawczym. A trzeba zaznaczyć, ze pan Pietrucha od urodzenia wrzeszczeć potrafi tak, że mózg ścina. Na porodówce potrafił sobie wywrzeszczeć dodatkowe mleko, chociaż nie było potrzeby. W domu zaś zdarza się, że mi szklanka z ręki wypada, bo dziecię dało głos. I na te wrzaski zdecydowanie poprzednie macierzyństwo mnie nie przygotowało. Ani na poczucie takiego zamknięcia. Bo roczny urlop. Bo Pietrucha choruje. Bo jak choruje to ja z nim siedzę, bo mam urlop. Bo matka z dzieckiem to żadne towarzystwo. Bo z dzieckiem wiele można, ale nie jak dzień wyznacza ci podawanie lekarstw na duszności. W ciąży i macierzyństwie tym razem najbardziej dusi mnie brak szans na jakikolwiek samorozwój. Ba, samorozwój, zapomnij, problemem jest niemożność pojechania do urzędu skarbowego. W US windy nie ma, dzieciaka z wózkiem na trzecie piętro nie wciągnę. Dużego dzieciaka dodajmy. Spacerówka, którą mamy nie wytrzymuje, była kupiona dla drobniutkiego malucha. Przyjdzie jak nic ponownie pisać czynny żal. Ciekawe co naczelnik na to, że dziecię zawsze choruje akurat w terminach rozliczeń?
A poza tym drugie macierzyństwo okazało się pełne niespodzianek. Nie oczekiwałam, że to będzie klon, ale jednak spodziewałam się podobieństwo, a tu natura okazała się dowcipna i jedyne podobieństwo to wczesnodziecięca astma.
Największa niespodzianka to relacja między chłopakami. Jednak zwykle jak się mówi/pisze o rodzeństwie maluchów to raczej w kontekście zazdrości. A tu każdego dnia patrzę na taką bardzo podstawową i instynktowną więź.
To jest mój człowiek, mój, nawet jak mu wyrywam zabawki to on jest mój!
Mam nadzieję, że im tak zostanie. Bo to jest niesamowite. Tak to zdjęcie jest fatalne, ale no... właśnie dlatego warto było poświęcić ponad półtora roku własnego życia.
Swoją drogą co za ironia, że właśnie kiedy dziecko staje się kumate i fajne to oddaje się go pod czyjąś opiekę, a samemu powiększa PKB.
Chcemy
"..bo to mały książę jest!"
W taki uroczy sposób dowiedzieliśmy się, że kolejny potomek będzie kolejnym synkiem. Zresztą tak samo jak i w pierwszej ciąży i tak wiedziałam.
Minął już ponad rok odkąd obiekt powyższej rozmowy pojawił się na świecie. Od początku okazał się być raczej małym Rumcajsem, próżno w nim szukać arystokratycznej delikatności. Liczy się siła i konkret! I dobrze, bo etat księcia już zajęty przez Maruniowatego. Różnice najpiękniej widać nad talerzem, Maruniowaty się namyśla, Pietrucha zajada z radosnym uśmiechem na buźce, zajada swoje i sięga po cudze. Na wigilii prawie udało mu się przechwycić talerz z krokietami, które rzecz jasna nie były dla niego. No już miał w łapkach krokieta i do buźki ciągnął jak zła mama zabrała. Rumcajs.
Od kilku dni oficjalnie jestem na urlopie wypoczynkowym. Się na wypoczywam, że ho ho. Dla niektórych to faktycznie jest doskonały obraz wypoczynku - nie mogę się ruszyć z kanapy przed telewizorem. Wszelka próba dezercji jest kwitowana wrzaskiem ostrzegawczym. A trzeba zaznaczyć, ze pan Pietrucha od urodzenia wrzeszczeć potrafi tak, że mózg ścina. Na porodówce potrafił sobie wywrzeszczeć dodatkowe mleko, chociaż nie było potrzeby. W domu zaś zdarza się, że mi szklanka z ręki wypada, bo dziecię dało głos. I na te wrzaski zdecydowanie poprzednie macierzyństwo mnie nie przygotowało. Ani na poczucie takiego zamknięcia. Bo roczny urlop. Bo Pietrucha choruje. Bo jak choruje to ja z nim siedzę, bo mam urlop. Bo matka z dzieckiem to żadne towarzystwo. Bo z dzieckiem wiele można, ale nie jak dzień wyznacza ci podawanie lekarstw na duszności. W ciąży i macierzyństwie tym razem najbardziej dusi mnie brak szans na jakikolwiek samorozwój. Ba, samorozwój, zapomnij, problemem jest niemożność pojechania do urzędu skarbowego. W US windy nie ma, dzieciaka z wózkiem na trzecie piętro nie wciągnę. Dużego dzieciaka dodajmy. Spacerówka, którą mamy nie wytrzymuje, była kupiona dla drobniutkiego malucha. Przyjdzie jak nic ponownie pisać czynny żal. Ciekawe co naczelnik na to, że dziecię zawsze choruje akurat w terminach rozliczeń?
A poza tym drugie macierzyństwo okazało się pełne niespodzianek. Nie oczekiwałam, że to będzie klon, ale jednak spodziewałam się podobieństwo, a tu natura okazała się dowcipna i jedyne podobieństwo to wczesnodziecięca astma.
Największa niespodzianka to relacja między chłopakami. Jednak zwykle jak się mówi/pisze o rodzeństwie maluchów to raczej w kontekście zazdrości. A tu każdego dnia patrzę na taką bardzo podstawową i instynktowną więź.
To jest mój człowiek, mój, nawet jak mu wyrywam zabawki to on jest mój!
Mam nadzieję, że im tak zostanie. Bo to jest niesamowite. Tak to zdjęcie jest fatalne, ale no... właśnie dlatego warto było poświęcić ponad półtora roku własnego życia.
Swoją drogą co za ironia, że właśnie kiedy dziecko staje się kumate i fajne to oddaje się go pod czyjąś opiekę, a samemu powiększa PKB.
Komentarze
Prześlij komentarz