Nowy rok zawodowo zaczął się dla mnie od informacji, że odchodzi od nas kolejny ze współpracowników. No nie lubię bardzo i odczuwam realną stratę nawet teraz, kiedy odejście z pracy oznacza po prostu, że kolejną zakładkę z chatem zamykam "na zawsze", a człowieka w sumie na oczy nie widziałam. Kilka takich zakładek do zamknięcia ostatnio i chociaż doskonale wiem, że za chwilę koledzy rozmyją mi się w pamięci to i tak mi przykro. Mam poważną dysfunkcję taką, że do ludzi się przyzwyczajam. W świecie korporacji to niewygoda i czasem nachodzą mnie myśli o tym, że dziwny jest ten świat, w którym przez życie przewija się tylu ludzi, a więzi z tego są stosunkowo nieliczne i zwykle dość nędzne. Korpo przyjaźnie żyją tylko w korpo. No bo cóż, w każdej z kilkunastu firm współpracowałam z ponad setką ludzi, lubiłam ich, niektórych nawet bardzo, wypiłam hektolitry kawy i herbaty z niektórymi, z innymi wygenerowałam setki durnych wątków w mailach i komunikatorach w ramach firmowej głupawk
Komentarze
Prześlij komentarz