Przejdź do głównej zawartości

Trochę sznurka

Przerywamy transmisję z przebiegu frustracji macierzyńskich by zrobić miejsce dla odrobiny sznurka.
Od dawna mnie korciło, żeby użyć drutów do czegoś innego niż generacja swetra. I żeby użyć innego tworzywa niż standardowa włóczka. Próbowałam z paskami pociętej bawełny, ale struktura powstającej "dzianiny z dzianiny" dla mnie jest obrzydliwa. A na drutach robię między innymi dla czysto fizycznej przyjemności. I użycie sznurka to ciekawe doznanie. To jest dzianina zrobiona na drutach nr 20, największych jakie mam. Efekt - to jest ciężkie, ale miękkie i przyjemne w dotyku. "To" czyli dywanik łazienkowy, o taki.
I od razu widać, że sznurek nie wybacza. Oczka kończące są za luźne. Niektóre oczka brzegowe także. Całość jest dość swobodna w formie i potrafi oddalić się od wersji "prostokąt" w bliżej nieokreślonym kierunku. Co nie zmienia faktu, że praca była ekspresowa a wynik jest użytkowany intensywnie i się sprawdza. Zdjęcia i sam dywanik są sprzed kilku miesięcy. Dywanik zaś leży w łazience użytkowanej przez dzieci - jego luźny splot fantastycznie się sprawdza - oprócz tego, że jest miękki, jest także sybkoschnący i łatwy do prania. Jednak jeśli ktoś preferuje dywanik w formie mocno uporządkowanej - druty nr 10 będą do sznurka lepsze niż nr 20.

Na instagramie jest masa sznurkowych inspiracji, ale zawsze jak pada pytanie "skąd jest sznurek" zapada cisza w eterze. Nie dziwne - na sznurkowych dywanikach da się zarobić, bo robi się je naprawdę szybko. Na szydełku jeszcze szybciej i prościej (tak, też spróbowałam) niż na drutach. Warunkiem jest tani sznurek. Mój to bobiny i to nie jest tania opcja. Na malutki kawałek poszło 10 motków. Bobiny są dobre na spróbowanie. Tańszą opcją jest polimex - mnie przestraszyły koszty wysyłki, ale biorąc pod uwagę, że na większy kawałek szmatki potrzeba tego od groma - to koszty nie są takie duże. Jednak kolejny zakup zrobiłam na allegro, a najtańszą opcją są lokalni hurtownicy - praktycznie w każdym większym mieście jest kilka firm zajmujących się produkcją sznurka "w kolorze jaki pani chce dogadamy się".

A na koniec powrót do rzeczywistości, czyli jak dywanik łazienkowy wygląda w swym naturalnym otoczeniu, walcząc o przetrwanie między umywalką a przewijakiem.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Książka dla dużego i malego, Findus się u nas pojawił.

Są takie książki, które dotykają paluchem żywych emocji. Raczej nie spodziewam się ich wśród opowiadań dla dzieci, ale... "Kiedy mały Findus się zgubił" dotyka. Samotność człowieka, dla którego jedynym powodem do wstania rano jest mały kotek dotyka chyba bardziej emocji dorosłego niż dziecka. Bez wątpienia dotyka też moich osobistych wspomnień. Młody chyba przefiltrował treść przez własne wspomnienia przyjaźni z naszymi już nie żyjącymi kotkami, w każdym razie historia go wyraźnie wciągnęła. A książeczka znajdzie u nas swoje miejsce, bo o to po raz pierwszy Pan Maruniowaty wspólnie ze mną przeczytał tak długą opowieść, czytaliśmy trzy dni. Wracaliśmy wspomnieniami do poprzednich stron upewniając się, czy wszystko pamiętamy. Szukaliśmy na złożonych ilustracjach odniesień do treści. To też duży krok od serii z Kicią Kocią (nadal dominującą w naszym domu, Pietrucha złapał bakcyla, wierszyków nie lubi, woli Kicię Kocię), z uproszczonymi ilustracjami, do naprawdę złożonych obra

Sienkiewicz to jednak wielkim pisarzem był (kto by się tego spodziewał)

 Nigdy nie przeczytałam Trylogii. Poległam na początkach początku "Ogniem i mieczem". Co może nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że przeczytałam wszystkie inne lektury szkolne. Tak, "Nad Niemnem" też, oraz "Chłopów". Zmęczyłam nawet, z bólem ale jednak, "Pana Tadeusza" i "Dziady" (beznadziejne i przestarzałe twory, do czytania tylko jako przykład przerostu formy nad treścią).  Ale Trylogii nie zdzierżyłam. Teraz dziecko poległo na "W pustyni i w puszczy". Niepedagogicznie byłoby jednak w tym momencie przyznać, że może z tym Sienkiewiczem jest coś nie teges. A poza tym coś mi kołatało, że to dzieło Sienkiewicza przeczytałam w jakimś wczesnym dzieciństwie i jakoś bezboleśnie zupełnie. Zaczęliśmy czytać razem.  Dziecko poległo, bo tak naprawdę poległ program szkolny, aby tą powieść miało sens czytać, trzeba by zrobić najpierw kilka lekcji dotyczących kontekstu historycznego, kulturowego i językowego. Ja tego nie potrzebowałam, bo j

Szal z falami [przeniesione ze starego bloga]

...albo fale z szalem. Czyli ciąg dalszy przygód z włóczką sultan. Po spróciu w sumie czekała rok na zlitowanie. Problem taki, że to gruba, sztywna włóczka typu buckle i w dodatko mało przyjemna w dotyku. Wzory wymgające jakiej takiej precyzji odpadają. Na drutach ładnie wychodził tylko ścieg gładki a gładkim mi się nie chciało robić. No i w końcu znalazłam coś na szydełko co nie wymaga idealnego naciągu, skoro z definicji układa się nie równo. I w dodatku robi się rewelacyjnie szybko. Już dawno nie udało mi się wygenerować nowej rzeczy tak szybko. Szydelko nr 10 ponownie. | \\\**\\|//**/// | \\\ **\\| | \\\***|***/// | \\\ ***| |* \\\**|**/// *I* \\\**| I** \\\*|*/// **I** \\\*| I** \\\|/// **I** \\\| ****** * *********** * łańcuszek I oczko ścisłe | słupek \\\|/// 7 słupków wychodzących z jednego oczka ///|\\\ 7 słupków przerobionych razem Wyszło owszem ładnie. Tylko kiedy ja to będę nosić? Bo na zimowe okrycie szal jest trochę zbyt przewiewny,