Uwielbiam Sam Smith. Tak naprawdę to uwielbiam przede wszystkim Unholly, ale każdy występ z promocją tego albumu, też z innymi nagraniami, oglądam z bananem na ryjku. Pozytywny power tych występów jest niesamowity, jak też radosne pokazanie środkowego palca konserwatywnemu społeczeństwu. Właściwie to wszystkie stare punki powinny to kochać.
I trochę żal mi ludzi marudzących że "co się stało z dawnym Samem". No stało się tyle, że się wreszcie uśmiechnęło. Ono. Polski język ma problem z osobami niebinarnymi, ale to nie znaczy, że jakoś bardzo trzeba żałować, że ktoś jest niebinarny. Zwłaszcza jak jest już na takiej pozycji, że mogą mu skoczyć. Poprzednie wcielenie artystyczne Sama zupełnie mnie nie interesowało, to było takie smętne i nomen omen "bez jaj". Niebinarność Sama może gryzie czasem konwencjonalną estetykę w tyłek, ale show robi zajebisty. Bardzo, bardzo lubię. Lubię też za to, że oprócz kwestionowania binarnych podziałów, kwestionuje też to co jest "wystarczająco ładne żeby pokazać na scenie".
A tak przy okazji jestem już w wieku kiedy nie wypada mieć idoli. I to jest proszę państwa smuteczek. Bo niby dlaczego? Kiedy osiągamy ten moment w życiu, że kupno plakatu, płyty czy koszulki z nadrukiem, nie jest poświęceniem oszczędności z miesiąca albo dwu i kiedy naprawdę można się dobrze bawić konsumując kulturę popularną to już nie wypada, gdyż albowiem wypada tylko opera i balet. Też lubię, ale ile można.
Komentarze
Prześlij komentarz