Zaniosłam Pietruchę na przegląd do pediatry. Nasza pani pediatra w porywach widywała nas dwa razy na tydzień i co drugą wizytę wypisywała skierowanie do szpitala. To jest lekarz, który nie rozpoznaje połowy pacjentów, ale nas widzi z daleka, tak często bywaliśmy. Przez ostatnie pół roku na mój widok pytała czy się dobrze czuję, czy nie jestem chora, jak sobie radzę etc.
Na ostatniej wizycie stwierdziła, że wyglądam wreszcie na wypoczętą i w ogóle kwitnąco.
2 miesiące temu wróciłam do pracy. Jestem zmęczona, ale jestem szczęśliwa. W ciągu ostatnich 2 lat dom stał się dla mnie więzieniem, bez możliwości wyjścia najpierw ze względu na problemy ciążowe, potem ze względu na stan dziecka. 2 lata, kiedy rozmowa z dorosłym człowiekiem była wielkim świętem. To był jeden z najbardziej samotnych okresów w moim życiu. Szczerze podziwiam mamy, które odnajdują się w takim życiu, zwłaszcza te, którym przyszło walczyć z przewlekłą chorobą dziecka.
Niedawno przeczytałam artykuł o kobietach zwalnianych pierwszego dnia po powrocie do pracy. I do tego zdanie autorki "nie znam ani jednego przypadku, w którym kobiety by nie zwolniono". Nie rozumiem. W każdej firmie, w której pracowałam, należało być ostrożnym z mówieniem o planach macierzyńskich, ale już po fakcie? Nie znam ani jednego przypadku, w którym dziewczyna nie wróciłaby na swoje stanowisko. Dostałam swój pakiet obowiązków i 8h godzin mam wypełnionych po brzegi. Ku mojej radości zresztą. A firma w której pracowałam, w ciągu mojej nieobecności stała się całkiem inną firmą. Z innym szyldem, w innym miejscu i na innych zasadach.
Problemy? Takie, że Warszawa nie jest miastem dla rodzin. Czasem się zastanawiam czy to w ogóle miasto dla ludzi. Dojazd do pracy w 1h jest wyczynem na miarę maratończyka albo kolarza wyczynowego, bo komunikacją miejską to co najmniej 1,5h. Przeprawa przez most - jak w XIX wieku - most to wielkie i rzadko występujące osiągnięcie techniki. Aż się dziwię, że nie mamy na masową skalę przepraw promowych przez rzekę.
Do tego specyfiką mojej pracy są nadgodziny. Nie wyobrażam sobie zadeklarowania, że odmawiam nadgodzin, bo godziło by to w sens tego co robię. Efekt - siedziałam z laptopem na placu zabaw. Nadgodziny zwiększają i tak przytłaczającą kwestię kosztów zapewnienia opieki dziecku, bo nasze cudowne, prorodzinne państwo pozwala pracodawcom "oddawać" godziny w półrocznym rozliczeniu. Tak więc dla finansów - sens powrotu do pracy może być pod znakiem zapytania. Do pracy należy wrócić dla samej siebie.
Na ostatniej wizycie stwierdziła, że wyglądam wreszcie na wypoczętą i w ogóle kwitnąco.
2 miesiące temu wróciłam do pracy. Jestem zmęczona, ale jestem szczęśliwa. W ciągu ostatnich 2 lat dom stał się dla mnie więzieniem, bez możliwości wyjścia najpierw ze względu na problemy ciążowe, potem ze względu na stan dziecka. 2 lata, kiedy rozmowa z dorosłym człowiekiem była wielkim świętem. To był jeden z najbardziej samotnych okresów w moim życiu. Szczerze podziwiam mamy, które odnajdują się w takim życiu, zwłaszcza te, którym przyszło walczyć z przewlekłą chorobą dziecka.
Niedawno przeczytałam artykuł o kobietach zwalnianych pierwszego dnia po powrocie do pracy. I do tego zdanie autorki "nie znam ani jednego przypadku, w którym kobiety by nie zwolniono". Nie rozumiem. W każdej firmie, w której pracowałam, należało być ostrożnym z mówieniem o planach macierzyńskich, ale już po fakcie? Nie znam ani jednego przypadku, w którym dziewczyna nie wróciłaby na swoje stanowisko. Dostałam swój pakiet obowiązków i 8h godzin mam wypełnionych po brzegi. Ku mojej radości zresztą. A firma w której pracowałam, w ciągu mojej nieobecności stała się całkiem inną firmą. Z innym szyldem, w innym miejscu i na innych zasadach.
Problemy? Takie, że Warszawa nie jest miastem dla rodzin. Czasem się zastanawiam czy to w ogóle miasto dla ludzi. Dojazd do pracy w 1h jest wyczynem na miarę maratończyka albo kolarza wyczynowego, bo komunikacją miejską to co najmniej 1,5h. Przeprawa przez most - jak w XIX wieku - most to wielkie i rzadko występujące osiągnięcie techniki. Aż się dziwię, że nie mamy na masową skalę przepraw promowych przez rzekę.
Do tego specyfiką mojej pracy są nadgodziny. Nie wyobrażam sobie zadeklarowania, że odmawiam nadgodzin, bo godziło by to w sens tego co robię. Efekt - siedziałam z laptopem na placu zabaw. Nadgodziny zwiększają i tak przytłaczającą kwestię kosztów zapewnienia opieki dziecku, bo nasze cudowne, prorodzinne państwo pozwala pracodawcom "oddawać" godziny w półrocznym rozliczeniu. Tak więc dla finansów - sens powrotu do pracy może być pod znakiem zapytania. Do pracy należy wrócić dla samej siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz