Plac zabaw zbudowany w Polanicy przez firmę "Braty i Kompany". Plaża w środku gór. Są falochrony, są smoki (to jak nic dzika wyspa), jest nawet statek (na pewno piracki!). Statek jest piętrowy, zawiera różne przejścia po linach i innych słupkach.
Zdjęcia zupełnie bez polotu, bo gdy zobaczyłam ten plac zabaw, to nie myślałam o robieniu ładnych zdjęć, tylko "takie chcę mieć pod oknami, zrobię zdjęcia na wzór". Stąd też zrobiłam zdjęcie tabliczki z nazwą wykonawcy. A potem popatrzyłam na te zdjęcia i cóż, ten plac zabaw kosztował kilkadziesiąt tysięcy złotych, chwilowo nie mam tyle w mojej tylnej kieszonce. Co nie zmienia faktu, że zwykłe miejskie place zabaw tańsze nie są, a króluje na nich jedna złota zasada - ma być oczojebnie. No przepraszam za takie słowo, ale to jedyne, które adekwatnie odzwierciedla kolorystyczne i estetyczne zamieszanie jakie serwuje się dzieciom i ich rodzicom. Mieszkam w stolicy, którą stać, by być ładnym miastem, ale niestety, jest tylko bogatym miastem. Bogatym często w sposób nowobogacki, serwującym cuda wianki jak fontanny z przedstawieniami "światło i dźwięk" i ... plastikowymi (oczojebnymi, a jakże!) tabliczkami "zakaz wchodzenia". W południowych krajach, gdzie fontanny są na każdym rogu, nigdzie takiego zakazu nie widziałam, a w fontannach chlapali się i dorośli i dzieci.
Wracając do placu zabaw - jest piękny, siedzi się na nim z przyjemnością. Dzieciakom też się podoba. Tu jest pusty, bo zdjęcia były robione późnym wieczorem, jak wróciliśmy w dzień - tłum małoletnich szalał. Mój zachwyt pobytem w Polanicy wynikał w dużej mierze z zachwytem, że lokalne władze robią dużo rzeczy, żeby miasteczko było ładne. Właśnie takich.
Komentarze
Prześlij komentarz