Przejdź do głównej zawartości

Sroczka [przeniesione http://przyokazji.blox.pl/2010/11/Sroczka.html]

Zauważyłam, że jeśli chodzi o włóczki, ubrania, torebki i inne kobiece "gadżety" u mnie liczy się tylko miłość od pierwszego wejrzenia. Ilekroć staram się zakup przemyśleć, zaplanować itp, to finalnie nie jestem z niego zadowolona. Za to jaskrawy podkoszulek z supermarketu potrafię kochać miłością dozgonną i o dziwo wyglądam w nim lepiej niż w rzeczach "rozsądnych". Musi to być magia zadowolenia z łupu.
Ta sama zasada działa w zakresie technik "robótkowych". Jeśli panuję długo nauczyć się jakiejś techniki, oglądam materiały, analizuję, planuję zakup książek, to nic z tego nie będzie. Od 3 lat próbuję podejść do decoupage i do robienia biżuterii. To ostatnie zwłaszcza jest interesujące, bo nie przypadkiem małżonek nazywa mnie sroczką ilekroć przechodzę obok stoiska z świecidełkami. Zastanawiałam się nad robieniem własnych naszyjników, zastanawiałam... ale jakoś do idei nawlekania koralików w milion pierwszą kombinację podchodziłam ospale.
Aż do tego momentu. No poprostu muszę coś takiego mieć i to koniecznie zrobić a nie kupić. Od pierwszego spojrzenia wykluło mi się w głowie milion pomysłów. Bizuteria inspirowana projektami Dori Csengeri, ale jak przyjżałam się bliżej technice - to nie jest nowość, podobne zdobienia były na strojach ludowych. Aczkolwiek nowością jest wykorzystanie sznurka w biżuterii. No bo właśnie cała magia tkwi w sznurku, a konkretnie w sutażu (lub sutaszu).
Spędziłam dziś cały dzień na szukaniu instrukcji (tu jest!da się zrozumieć bez znajomości fracuskiego) oraz zamawianiu koralików i sznureczków. (Niestety śnieżyca skutecznie utrudnia bezpośrednie wyprawy, trzeba więc będzie poczekać na dostawę). Na szczęście koraliki i sznureczki są względnie tanie. Póki co zapowiada się to na tańsze hobby niż szydełkowanie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Książka dla dużego i malego, Findus się u nas pojawił.

Są takie książki, które dotykają paluchem żywych emocji. Raczej nie spodziewam się ich wśród opowiadań dla dzieci, ale... "Kiedy mały Findus się zgubił" dotyka. Samotność człowieka, dla którego jedynym powodem do wstania rano jest mały kotek dotyka chyba bardziej emocji dorosłego niż dziecka. Bez wątpienia dotyka też moich osobistych wspomnień. Młody chyba przefiltrował treść przez własne wspomnienia przyjaźni z naszymi już nie żyjącymi kotkami, w każdym razie historia go wyraźnie wciągnęła. A książeczka znajdzie u nas swoje miejsce, bo o to po raz pierwszy Pan Maruniowaty wspólnie ze mną przeczytał tak długą opowieść, czytaliśmy trzy dni. Wracaliśmy wspomnieniami do poprzednich stron upewniając się, czy wszystko pamiętamy. Szukaliśmy na złożonych ilustracjach odniesień do treści. To też duży krok od serii z Kicią Kocią (nadal dominującą w naszym domu, Pietrucha złapał bakcyla, wierszyków nie lubi, woli Kicię Kocię), z uproszczonymi ilustracjami, do naprawdę złożonych obra

Sienkiewicz to jednak wielkim pisarzem był (kto by się tego spodziewał)

 Nigdy nie przeczytałam Trylogii. Poległam na początkach początku "Ogniem i mieczem". Co może nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że przeczytałam wszystkie inne lektury szkolne. Tak, "Nad Niemnem" też, oraz "Chłopów". Zmęczyłam nawet, z bólem ale jednak, "Pana Tadeusza" i "Dziady" (beznadziejne i przestarzałe twory, do czytania tylko jako przykład przerostu formy nad treścią).  Ale Trylogii nie zdzierżyłam. Teraz dziecko poległo na "W pustyni i w puszczy". Niepedagogicznie byłoby jednak w tym momencie przyznać, że może z tym Sienkiewiczem jest coś nie teges. A poza tym coś mi kołatało, że to dzieło Sienkiewicza przeczytałam w jakimś wczesnym dzieciństwie i jakoś bezboleśnie zupełnie. Zaczęliśmy czytać razem.  Dziecko poległo, bo tak naprawdę poległ program szkolny, aby tą powieść miało sens czytać, trzeba by zrobić najpierw kilka lekcji dotyczących kontekstu historycznego, kulturowego i językowego. Ja tego nie potrzebowałam, bo j

Szal z falami [przeniesione ze starego bloga]

...albo fale z szalem. Czyli ciąg dalszy przygód z włóczką sultan. Po spróciu w sumie czekała rok na zlitowanie. Problem taki, że to gruba, sztywna włóczka typu buckle i w dodatko mało przyjemna w dotyku. Wzory wymgające jakiej takiej precyzji odpadają. Na drutach ładnie wychodził tylko ścieg gładki a gładkim mi się nie chciało robić. No i w końcu znalazłam coś na szydełko co nie wymaga idealnego naciągu, skoro z definicji układa się nie równo. I w dodatku robi się rewelacyjnie szybko. Już dawno nie udało mi się wygenerować nowej rzeczy tak szybko. Szydelko nr 10 ponownie. | \\\**\\|//**/// | \\\ **\\| | \\\***|***/// | \\\ ***| |* \\\**|**/// *I* \\\**| I** \\\*|*/// **I** \\\*| I** \\\|/// **I** \\\| ****** * *********** * łańcuszek I oczko ścisłe | słupek \\\|/// 7 słupków wychodzących z jednego oczka ///|\\\ 7 słupków przerobionych razem Wyszło owszem ładnie. Tylko kiedy ja to będę nosić? Bo na zimowe okrycie szal jest trochę zbyt przewiewny,