Zastanawiam się, czy temat narzekania na dzieciorobów jest równie stary jak ludzkość? Czy tylko tak stary jak koncepcja, że jednostka jest ważniejsza od społeczeństwa? Jednostka się sama nie wyżywi, wbrew bredniom liberałów. Niezależnie jak bardzo innych nie lubimy to i tak jesteśmy stadni jako gatunek. Za każdym razem kiedy widzę krytykę finansowego wsparcia rodziców/dzietności w kontekście narzekania, że mi zabierają to, co by było na emeryturę to zastanawiam się czemu nie uczy się w szkole podstawowej jak jest skonstruowany system emerytalny? Nikt nic nie odkłada. Ani w ZUS (to w ogóle fikcja literacka) Ani banku/funduszach i innych cudach. To wszystko tylko zapisy, nie stosik złotych monet. (Stosika złotych monet i tak się nie da zjeść) Wartość zapisów zależy od stanu gospodarki i liczby ludzi aktywnych zawodowo w danym momencie. A jednak ludzie nie widzą związku między dzietnością a emeryturą. W pewnym sensie podziwiam tę ślepotę. Ludzka zdolność ignorowania fakt...