Przejdź do głównej zawartości

Dzietność vs emerytura

 

Zastanawiam się, czy temat narzekania na dzieciorobów jest równie stary jak ludzkość?

Czy tylko tak stary jak koncepcja, że jednostka jest ważniejsza od społeczeństwa? 

Jednostka się sama nie wyżywi, wbrew bredniom liberałów. Niezależnie jak bardzo innych nie lubimy to i tak jesteśmy stadni jako gatunek.

Za każdym razem kiedy widzę krytykę finansowego wsparcia rodziców/dzietności w kontekście narzekania, że mi zabierają to, co by było na emeryturę to zastanawiam się czemu nie uczy się w szkole podstawowej jak jest skonstruowany system emerytalny?

Nikt nic nie odkłada.

Ani w ZUS (to w ogóle fikcja literacka)

Ani  banku/funduszach i innych cudach. To wszystko tylko zapisy, nie stosik złotych monet. (Stosika złotych monet i tak się nie da zjeść)

Wartość zapisów zależy od stanu gospodarki i liczby ludzi aktywnych zawodowo w danym momencie.

A jednak ludzie nie widzą związku między dzietnością a emeryturą. W pewnym sensie podziwiam tę ślepotę. Ludzka zdolność ignorowania faktów zadziwia mnie od zawsze i co więcej zadziwia mnie jak ludziom to ułatwia życie na poziomie emocjonalnym.  

Na poziomie społecznym dzieci są większą wartością niż zapisy w ZUS.

Ale na poziomie czysto ludzkim to ogromne obciążenie i nie dla każdego szczęście wynikające z relacji z dzieckiem równoważy obciążenie. Dlatego nieunikniony jest podział na tych co chcą mieć dzieci i na tych co finansowo wspierają tych, co chcą mieć dzieci. Albo los dinozaurów. Te ostatnie to w sumie z głodu zdechły.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Książka dla dużego i malego, Findus się u nas pojawił.

Są takie książki, które dotykają paluchem żywych emocji. Raczej nie spodziewam się ich wśród opowiadań dla dzieci, ale... "Kiedy mały Findus się zgubił" dotyka. Samotność człowieka, dla którego jedynym powodem do wstania rano jest mały kotek dotyka chyba bardziej emocji dorosłego niż dziecka. Bez wątpienia dotyka też moich osobistych wspomnień. Młody chyba przefiltrował treść przez własne wspomnienia przyjaźni z naszymi już nie żyjącymi kotkami, w każdym razie historia go wyraźnie wciągnęła. A książeczka znajdzie u nas swoje miejsce, bo o to po raz pierwszy Pan Maruniowaty wspólnie ze mną przeczytał tak długą opowieść, czytaliśmy trzy dni. Wracaliśmy wspomnieniami do poprzednich stron upewniając się, czy wszystko pamiętamy. Szukaliśmy na złożonych ilustracjach odniesień do treści. To też duży krok od serii z Kicią Kocią (nadal dominującą w naszym domu, Pietrucha złapał bakcyla, wierszyków nie lubi, woli Kicię Kocię), z uproszczonymi ilustracjami, do naprawdę złożonych obra...

Chomiczówka, chomiczówka

 Niewiele osiedli doczekało się własnej piosenki, prawda? Ale nie ma już tamtej Chomiczówki, niezbyt czyste i niezbyt bezpieczne blokowisko zmieniło się w jedno z przyjemniejszych osiedli Warszawy. Zaskakujące jak ładnie się zestarzało to blokowisko z lat '70, podczas gdy niektóre z tego okresu już zmieniły się w slamsy. No i mnie też zmieniła się perspektywa. Wyprowadziłam się kilkanaście lat temu. "Mama, tam jest plac zabaw! I tam też jest plac zabaw. Mama! Plac zabaw! Tam chodźmy i tam chodźmy!". (jedna z tych huśtawek jest "zabytkowa", a jak skrzypi....) Pomiędzy kilkunastopiętrowymi blokami zamknięta jest bardzo duża przestrzeń wspólna. Place zabaw, "górka" do zjeżdżania, zadrzewione tereny do spacerów, asfaltowe uliczki na których bezpiecznie przedszkolak może gonić na hulajnodze a bebikus młodszy na rowerku. Dla moich maluchów wielka atrakcja.  Maruniowaty może z jednego placu zabaw na drugi przejechać na hulajnodze. W miejscu gdzie mies...

Sienkiewicz to jednak wielkim pisarzem był (kto by się tego spodziewał)

 Nigdy nie przeczytałam Trylogii. Poległam na początkach początku "Ogniem i mieczem". Co może nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że przeczytałam wszystkie inne lektury szkolne. Tak, "Nad Niemnem" też, oraz "Chłopów". Zmęczyłam nawet, z bólem ale jednak, "Pana Tadeusza" i "Dziady" (beznadziejne i przestarzałe twory, do czytania tylko jako przykład przerostu formy nad treścią).  Ale Trylogii nie zdzierżyłam. Teraz dziecko poległo na "W pustyni i w puszczy". Niepedagogicznie byłoby jednak w tym momencie przyznać, że może z tym Sienkiewiczem jest coś nie teges. A poza tym coś mi kołatało, że to dzieło Sienkiewicza przeczytałam w jakimś wczesnym dzieciństwie i jakoś bezboleśnie zupełnie. Zaczęliśmy czytać razem.  Dziecko poległo, bo tak naprawdę poległ program szkolny, aby tą powieść miało sens czytać, trzeba by zrobić najpierw kilka lekcji dotyczących kontekstu historycznego, kulturowego i językowego. Ja tego nie potrzebowałam, bo j...