Przejdź do głównej zawartości

Jak zrobić muzeum

"Ustawię tu jeszcze kilka samochodzików i mogą przychodzić ludzie, bo to będzie muzeum!" mamrocze przejęty Pan Maruniowaty ustawiając samochody na brzegu wanny. "bo ludzie mogą przychodzić do muzeum i ludzie mogą przychodzić do naszej łazienki, bo to teraz jest muzeum"


 Co prawda wizja ludzi odwiedzających moją łazienkę jakoś mnie nie zachwyca, ale zabawa pokazuje, że wizyta w Muzeum Motoryzacji i Techniki w Otrębusach, była dobrym pomysłem. Tak naprawdę do mogliśmy do samego muzeum nie wchodzić, bo pod bramą ustawione są autobusy, w tym piętrusy, do których można wchodzić. No i Genia stoi na wieździe, znaczy ten ... za dużo razy Autka oglądałam, nie Gienia rzecz jasna, tylko samochód z czasów, kiedy samochody jeszcze wyglądały jak powozy bez konia. Jak parkowaliśmy obok, to małemu tak się głowa kręciła, że mało jej nie ukręcił... (a ja niestety nie zabrałam aparatu i nie mam dobrego ujęcia autobusów! Jest za to Gienia z komóreczki)




"Za moich czasów" to było po prostu muzeum starych samochodów i stało tam kilka starych aut. Teraz po wejściu można odnieść wrażenie, że jakaś pokopana wróżka przerzuciła nas do jaskini, gdzie wszystko trafia po swej technicznej śmierci. W centrum wydarzeń owszem są samochody, wiele z nich pięknie odrestaurowanych, część w trakcie renowacji, a dookoła wszystko, dosłownie wszystko. Stosy starych silników, stare radia, stare telewizory, jakieś telefony a obok kareta (a tak, prawdziwa kareta, a ja nie miałam aparatu, buuu, stoi pod dachem w ciemnym miejscu, nie było szans za fotkę z komórki). Ma to wszystko swój klimacik. Mnie zafascynowały stare wózki. Niestety żaden nie jest odnowiony, a zasługują na to! Cudowne gondole w kształcie samochodów - przy nich współczesne wózki to nuda, nuda, nuda.

Jest co oglądać, gorzej ze stroną bytową. Do toalety wchodzisz na własne ryzyko, ogólnie nie bardzo jest gdzie przysiąść. Teoretycznie istnieje tam kawiarnia i restauracja, ale chyba tylko na zamówienie dla grup zorganizowanych. Jednak takie problemy to pikuś, to jest muzeum w sam raz na rozpoczęcie przygody z odwiedzaniem muzeów wspólnie z potomkiem, na pewno nie nudne i do ogarnięcia na małych nogach przedszkolaka. To muzeum jest całkowicie prywatne i jest raczej poboczną działalnością. Czapki z głów panie i panowie. (Tak, jasne, oczywiście mogłoby być czyściej, ładniej, więcej miejsca i lepiej opisane, ale karafka, ktoś to robi sam z siebie)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

직업병

 직업병 "choroba zawodowa", to wcale nie choroba zawodowa jak u nas, tylko skrzywienie zawodowe, nawyk, którego nabraliśmy po latach robienia czegoś tam. Ja np często jestem zbyt uprzejma. W życiu mi się to nie specjalnie opłaca, ale zawodowo mi akurat jest niezbędne.

좋은 인간이 되는 것이 가치가 있을까요?

 wieczorna rozmowa z AI: zdanie 좋은 인간이 되는 것이 가치가 있을까요? można przeanalizować pod względem składniowym i znaczeniowym. Analiza składniowa: 좋은 인간 (good person) – „dobry człowiek” „좋은” to przymiotnik „dobry”, który opisuje rzeczownik „인간” (człowiek). 되는 것 (becoming) – „stanie się” „되다” oznacza „stać się, zostać”, a „-는 것” zamienia czasownik w rzeczownik (odpowiednik „stanie się” w języku polskim). 이 가치가 있을까요? (is it valuable?) „가치” oznacza „wartość”. „가 있다” oznacza „mieć wartość”. „-을까요?” to grzeczna końcówka pytająca, sugerująca niepewność lub zapytanie o opinię. Tłumaczenie: „Czy stanie się dobrym człowiekiem ma wartość?” lub bardziej naturalnie: „Czy warto być dobrym człowiekiem?” Analiza znaczeniowa: To pytanie filozoficzne dotyczące moralności i wartości bycia dobrym człowiekiem. Można je interpretować jako refleksję nad tym, czy bycie dobrym przynosi korzyści (np. społeczne, osobiste) lub czy jest czymś wartościowym samym w sobie.  

pies nie tylko sra

 Jakoś czuję potrzebę wygłoszenia tej oczywistej oczywistości. Nie będę się kłócić z przypadkowymi osobami wyprowadzającymi swoje psy, ale ciśnienie podnoszą mi ludzie uniemożliwiający swojemu psu powąchanie się z innym psem. Dosłownie: spacer dla nich oznacza wyciągnięcie psa na trawnik przed blokiem (uroczo zwany "sralnikiem") i natychmiastowe zaciągnięcie psa z powrotem do bloku. Kiedy przechodzę obok ze swoim psem (nawet nie podchodzę, na spacerze mamy dłuższą trasę niż klatka schodowa - trawnik) to właściciel/właścicielka takiego "wyprowadzanego na sralnik" nieszczęśnika od razu krzyczy "proszę odciągnąć psa" "pani nie widzi, że mój się denerwuje" "proszę zabrać psa bo on denerwuje mojego". Mam spokojnego, średniej wielkości pieska, który bardzo ostrożnie podchodzi do innych, jeśli drugi pies jakkolwiek się stresuje albo reaguje negatywnie to mój od razu się wycofuje, to pies schroniskowy, unika konfliktów. I jest cały czas na smyc...