Przejdź do głównej zawartości

Praca

 W tym kontekście to chyba 직업, aczkolwiek to takie domyślam się, bo w takim kontekście to słowo słyszałam.

W każdym razie jestem w wieku, w którym część ludzi już odlicza do emerytury, część stara się nie zwracać na siebie uwagi, żeby cichutko dowiosłować do wieku emerytalnego, a reszta zwana JDG-ami zastanawia się jak długo da radę orać to pole. I oczywiście część po przekroczeniu magicznej liczby jest usuwana z firm pod hasłem redukcji stanowiska pracy. Ale ja nie o tym.

Personalnie uważam, że praca jest ważna i chciałabym móc pracować do śmierci. Tylko w tym jest pewne ale. Praca w sensie wnoszenia wartości, robienia czegoś w czego sens wierzysz. I praca w kontekście społecznym współpracy, nie walki o władzę. Jeśli czujesz się częścią zespołu działającego na rzecz wspólnego celu, to taka praca jest czymś innym niż rozpoczynanie dnia  od szybkiego opierdolu ze strony szefa, a potem spędzanie dnia na kombinowaniu jak swoją robotę upchnąć w koszyczkach innych.

 Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, miałam moment życiowego załamania, kiedy uświadomiłam sobie, że jedyne co mogę robić zawodowo po moich arcyciekawych studiach, to zająć się 

  1. manipulacją statystykami
  2. manipulacją ludźmi

i to nie były opcje, które chciałam rozważać na resztę dorosłego życia. Poszłam wtedy uczyć się czegoś, co wydawało się bardziej namacalne. Z perspektywy czasu jednak czuję pewien niesmak, że jako społeczeństwo doceniamy prace nie wnoszące dużej wartości dla społeczności. Strażak, policjant, nauczyciel czy nawet pani w warzywniaku, to są istotniejsze prace niż te osoby co są "z zawodu dyrektor".

Niemniej niemała część z nas nie robi nic "namacalnego" tylko siedzi sobie w biurze jako ten biały kołnierzyk, albo niebieski kołnierzyk, zależy jak daleko się dopchaliśmy. Taka praca ma w sobie istotny element walki o władzę.

Dawno temu, ale nieco mniej dawno, byłam mocno zainteresowana firmami turkusowymi. Realnie - nie znam żadnego praktycznego przykładu rzeczywiście płaskich struktur. Taka firma musiała by np w decyzję o zatrudnianiu kolejnej osoby angażować wszystkich. I zachować realnie małą skalę. Teoretycznie realizowalne, praktycznie - zawsze ktoś chce więcej, a ktoś boi się odpowiedzialności, a ktoś nowy chce wyszarpać wygodną niszę dla siebie.

W sumie to nie znam też żadnego przykładu "od zera do bohatera" osoby, która rozpoczeła pracę jako junior w małej firmie i urosła wraz z firmą do zarządczego stanowiska firmy już większej, nie będąc wspówłaścicielem. Jeśli firma rośnie to raczej pozbywa się niż inwestuje w ludzi. Nie twierdzę, że zawsze ale na jakieś hmm, kilkaset osób spotkanych na zawodowej drodze, to tak to wygląda.

Dygresja: właściwie wszystkie moje zmiany pracy wynikały z tego, że coś zmieniło się nad moją głową i praca stała się trudna na poziomie właśnie społecznym. Został zatrudniony lub awansowany nowy manager i idea pracy zespołowej poszła w pizdu, zmieniona w walkę o miejsce na tronie i przy tronie. Czasem to było wręcz pozbawione elementarnej uczciwości, czasem tylko kopanie po kostkach pod stołem, ale jeśli ktoś tak jak ja patrzy na pracę jako na element życia społecznego, to jest bardzo trudna sytuacja.

Moim życiowym marzeniem jest własna działalność realizująca potrzeby lokalnej społeczności. Czy mam szansę to zrealizować? Nikłe. Globalizacja nas zjada na bardzo różnych poziomach.

 

모든 직업이 중년층에게 적합한 것은 아닙니다 - nie każda praca jest odpowiednia dla osób w wieku średnim. (do 에게 jeszcze nie doszedł podręcznik, ale już mi TikTok wyjaśnił użycie, 에게 – partykuła kierunku (do kogo/czego) → „Dla osób w średnim wieku”,  nie do końca rozumiem użycie 것은 w tej konstrukcji, ale tu chatgpt już mi wyjaśnił, że to nie mój poziom gramatyczny, swoją drogą prośba o analizę gramatyczną zdania, daje super rezultaty, daleko przekraczające cierpliwość przeciętnego nauczyciela)

Jako postsriptum socjologiczne - kraje z kręgu wpływów konfucjanizmu mają problem z pracownikami, którzy przekroczyli wiek średni i nie awansowali, oczywiście z seniorami jest tylko gorzej. W tradycji szacunku dla starszych osób nie wypada, aby taka osoba miała młodszego szefa. Co więc się robi - zwalnia. Za wiek. Osoby będące kompentne w swoich pracach, zostają zdegradowane do prostych prac typu sprzatanie, obsługa fastfoodów, bo nie wypada by pozostały w firmie. Polska nie potrzebowała konfucjanizmu, żeby sobie stworzyć podobny problem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Książka dla dużego i malego, Findus się u nas pojawił.

Są takie książki, które dotykają paluchem żywych emocji. Raczej nie spodziewam się ich wśród opowiadań dla dzieci, ale... "Kiedy mały Findus się zgubił" dotyka. Samotność człowieka, dla którego jedynym powodem do wstania rano jest mały kotek dotyka chyba bardziej emocji dorosłego niż dziecka. Bez wątpienia dotyka też moich osobistych wspomnień. Młody chyba przefiltrował treść przez własne wspomnienia przyjaźni z naszymi już nie żyjącymi kotkami, w każdym razie historia go wyraźnie wciągnęła. A książeczka znajdzie u nas swoje miejsce, bo o to po raz pierwszy Pan Maruniowaty wspólnie ze mną przeczytał tak długą opowieść, czytaliśmy trzy dni. Wracaliśmy wspomnieniami do poprzednich stron upewniając się, czy wszystko pamiętamy. Szukaliśmy na złożonych ilustracjach odniesień do treści. To też duży krok od serii z Kicią Kocią (nadal dominującą w naszym domu, Pietrucha złapał bakcyla, wierszyków nie lubi, woli Kicię Kocię), z uproszczonymi ilustracjami, do naprawdę złożonych obra...

Chomiczówka, chomiczówka

 Niewiele osiedli doczekało się własnej piosenki, prawda? Ale nie ma już tamtej Chomiczówki, niezbyt czyste i niezbyt bezpieczne blokowisko zmieniło się w jedno z przyjemniejszych osiedli Warszawy. Zaskakujące jak ładnie się zestarzało to blokowisko z lat '70, podczas gdy niektóre z tego okresu już zmieniły się w slamsy. No i mnie też zmieniła się perspektywa. Wyprowadziłam się kilkanaście lat temu. "Mama, tam jest plac zabaw! I tam też jest plac zabaw. Mama! Plac zabaw! Tam chodźmy i tam chodźmy!". (jedna z tych huśtawek jest "zabytkowa", a jak skrzypi....) Pomiędzy kilkunastopiętrowymi blokami zamknięta jest bardzo duża przestrzeń wspólna. Place zabaw, "górka" do zjeżdżania, zadrzewione tereny do spacerów, asfaltowe uliczki na których bezpiecznie przedszkolak może gonić na hulajnodze a bebikus młodszy na rowerku. Dla moich maluchów wielka atrakcja.  Maruniowaty może z jednego placu zabaw na drugi przejechać na hulajnodze. W miejscu gdzie mies...

Sienkiewicz to jednak wielkim pisarzem był (kto by się tego spodziewał)

 Nigdy nie przeczytałam Trylogii. Poległam na początkach początku "Ogniem i mieczem". Co może nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że przeczytałam wszystkie inne lektury szkolne. Tak, "Nad Niemnem" też, oraz "Chłopów". Zmęczyłam nawet, z bólem ale jednak, "Pana Tadeusza" i "Dziady" (beznadziejne i przestarzałe twory, do czytania tylko jako przykład przerostu formy nad treścią).  Ale Trylogii nie zdzierżyłam. Teraz dziecko poległo na "W pustyni i w puszczy". Niepedagogicznie byłoby jednak w tym momencie przyznać, że może z tym Sienkiewiczem jest coś nie teges. A poza tym coś mi kołatało, że to dzieło Sienkiewicza przeczytałam w jakimś wczesnym dzieciństwie i jakoś bezboleśnie zupełnie. Zaczęliśmy czytać razem.  Dziecko poległo, bo tak naprawdę poległ program szkolny, aby tą powieść miało sens czytać, trzeba by zrobić najpierw kilka lekcji dotyczących kontekstu historycznego, kulturowego i językowego. Ja tego nie potrzebowałam, bo j...