Przejdź do głównej zawartości

Szkoła

 Za każdym razem kiedy czytam na temat szkoły, kolejny artykuł jak to w szkole jest źle i mamy złoty pomysł co dalej, to poziom niechęci do ludzkości mi wzrasta.

Autorzy nie zastanawiają się, czy sami chcieliby być obiektem stosowania tych złotych pomysłów.

Szkoła nie powstała jako fajne miejsce do zapewnienia swoim dzieciom optymalnego rozwoju. Ale też te wszystkie pomysły tylko pogarszają opresyjność tego miejsca.

Szkoła powstała najpierw jako sposób Kościoła na odpowiednie uformowanie dzieci co bogatszych spośród wiernych. Potem jako sposób panów na odpowiednie uformowanie dzieci podwładnych, a na koniec jako wizja fabrykantów na wyszkolenie dzieci pracowników do bardziej efektywnej pracy w fabryce. I to co mamy obecnie to spadek po tej ostatniej koncepcji. Jakby jej nie pudrować i nie malować - to nadal tkwimy w formie, której celem jest szkolenie pracowników fabryk, ewentualnie niższych urzędników. Nauczyć czytać, pisać i nie pyskować, oraz problem który pojawił się ostatnio - zadbać o kondycję do stania przy linii/kontuarze. To się powinno wyrzucić a nie pudrować.

Źródło irytacji na dziś: artykuły o wf w szkołach ubolewające nad kondycją dzieci i dodające, że wf powinno być więcej. Bo przecież dzieci w latach 80 szybciej biegały i dalej skakały. Otóż te dzieci szybciej biegały i dalej skakały pomimo pomimo lekcji wf a nie dzięki nim. WFów było mniej a i tak każdy kombinował jak ich uniknąć. Zwolnienia od lekarzy były na porządku dziennym. Osobiście takie stałe zwolnienie "do końca świata" przyniosłam po tym, jak nauczycielka prawie doprowadziła do kontuzji kręgosłupa zmuszając mnie do stania na rękach bez przygotowania i mimo przeciwwskazań od lekarza. Ale jest sprawdzian, każdy musi, nawet jak karetka go zabierze potem.

Złote pomysły doprowadziły do tego, że kijowo prowadzonych lekcji jest więcej, urazów jest więcej, więcej jest ocen stawianych za predyspozycje a nie umiejętności.

Ale to wszystko i tak pikuś względem tego jak wygląda pomysł szkoły na dzieci ogólnie. Na pierwszej lekcji wf, na 6 matematyka, na 7 fizyka. Ilu dorosłych czuło by się dobrze uczestnicząc w takim planie działań? Ilu dorosłych wykręciło by się z wf i spało na ostatniej fizyce? Bo bądźmy szczerzy, wielu "na pierwszej godzinie" w pracy pije kawkę i przypomina sobie jak się nazywa, a w ostatniej godzinie gra w sapera, albo czyta cokolwiek byle wyglądać na zapracowanego, bez udziału myślenia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Książka dla dużego i malego, Findus się u nas pojawił.

Są takie książki, które dotykają paluchem żywych emocji. Raczej nie spodziewam się ich wśród opowiadań dla dzieci, ale... "Kiedy mały Findus się zgubił" dotyka. Samotność człowieka, dla którego jedynym powodem do wstania rano jest mały kotek dotyka chyba bardziej emocji dorosłego niż dziecka. Bez wątpienia dotyka też moich osobistych wspomnień. Młody chyba przefiltrował treść przez własne wspomnienia przyjaźni z naszymi już nie żyjącymi kotkami, w każdym razie historia go wyraźnie wciągnęła. A książeczka znajdzie u nas swoje miejsce, bo o to po raz pierwszy Pan Maruniowaty wspólnie ze mną przeczytał tak długą opowieść, czytaliśmy trzy dni. Wracaliśmy wspomnieniami do poprzednich stron upewniając się, czy wszystko pamiętamy. Szukaliśmy na złożonych ilustracjach odniesień do treści. To też duży krok od serii z Kicią Kocią (nadal dominującą w naszym domu, Pietrucha złapał bakcyla, wierszyków nie lubi, woli Kicię Kocię), z uproszczonymi ilustracjami, do naprawdę złożonych obra...

Chomiczówka, chomiczówka

 Niewiele osiedli doczekało się własnej piosenki, prawda? Ale nie ma już tamtej Chomiczówki, niezbyt czyste i niezbyt bezpieczne blokowisko zmieniło się w jedno z przyjemniejszych osiedli Warszawy. Zaskakujące jak ładnie się zestarzało to blokowisko z lat '70, podczas gdy niektóre z tego okresu już zmieniły się w slamsy. No i mnie też zmieniła się perspektywa. Wyprowadziłam się kilkanaście lat temu. "Mama, tam jest plac zabaw! I tam też jest plac zabaw. Mama! Plac zabaw! Tam chodźmy i tam chodźmy!". (jedna z tych huśtawek jest "zabytkowa", a jak skrzypi....) Pomiędzy kilkunastopiętrowymi blokami zamknięta jest bardzo duża przestrzeń wspólna. Place zabaw, "górka" do zjeżdżania, zadrzewione tereny do spacerów, asfaltowe uliczki na których bezpiecznie przedszkolak może gonić na hulajnodze a bebikus młodszy na rowerku. Dla moich maluchów wielka atrakcja.  Maruniowaty może z jednego placu zabaw na drugi przejechać na hulajnodze. W miejscu gdzie mies...

Sienkiewicz to jednak wielkim pisarzem był (kto by się tego spodziewał)

 Nigdy nie przeczytałam Trylogii. Poległam na początkach początku "Ogniem i mieczem". Co może nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że przeczytałam wszystkie inne lektury szkolne. Tak, "Nad Niemnem" też, oraz "Chłopów". Zmęczyłam nawet, z bólem ale jednak, "Pana Tadeusza" i "Dziady" (beznadziejne i przestarzałe twory, do czytania tylko jako przykład przerostu formy nad treścią).  Ale Trylogii nie zdzierżyłam. Teraz dziecko poległo na "W pustyni i w puszczy". Niepedagogicznie byłoby jednak w tym momencie przyznać, że może z tym Sienkiewiczem jest coś nie teges. A poza tym coś mi kołatało, że to dzieło Sienkiewicza przeczytałam w jakimś wczesnym dzieciństwie i jakoś bezboleśnie zupełnie. Zaczęliśmy czytać razem.  Dziecko poległo, bo tak naprawdę poległ program szkolny, aby tą powieść miało sens czytać, trzeba by zrobić najpierw kilka lekcji dotyczących kontekstu historycznego, kulturowego i językowego. Ja tego nie potrzebowałam, bo j...