Przejdź do głównej zawartości

Ostatnie pokolenie

 Jest coś niezwykle ironicznego w protestach organizowanych przez Ostatnie Pokolenie. Młodzi ludzie w nowych ubraniach stojący na zalanej ulicy i nawołujący do ograniczenia konsumpcji, są jak ostateczny dowód, że nie tędy droga. Pokolenie, które nie założy bluzki z plamą czy dziurą, nie umie cerować ani szyć, a ręczniki i kubeczki musi mieć pod kolor ścian. Ludzie, którzy krytykują poliester, ignorując fakt, że poliestrowe ubrania są wielokrotnie trwalsze od bawełnianych a ich produkcja obciąża środowisko podobnie - czyli gdyby kupować poliester i nosić "do zniszczenia" to przemysł ubraniowy śmieciłby znacznie mniej. No i ludzie, którzy sami najwyraźniej mając czas i finanse na "dni wolne" uprzykrzają życie zwykłym wyrobnikom spieszącym się do pracy, a to wcale nie tu jest największy ciężar. 

Zakładanie, że wybory konsumenckie wyhamują szalejącą konsumpcję jest ślepą uliczką. Nawet osoby świadome środowiskowych konsekwencji mają swoje konsumenckie słabości. Może nie zmieniają ciuchów co sezon, ale za to kolekcjonują sprzęt grający, zegarki, kredki, kolorowe szkiełka i fajne okulary... liczba rzeczy, które można chcieć w nadmiarze jest nieskończona. Konsumpcję ogranicza skutecznie tylko gospodarka niedoboru. W wiecznie kryzysowym PRL każda butelka, każdy słoiczek i pudełeczko miało 100 żyć nie dlatego, że ludzie byli ekologicznie uświadomieni, tylko dlatego, że jak żeś ten słoik po majonezie wyrzucił, to nie było w co dżemu zawekować. Nikt się nie zastanawiał czy słoik po majonezie pasuje do wystroju spiżarki. Ważne, że zdobyto kolejny słoik. To było jak gra, w której każdy przedmiot jest kolejnym punktem a extra premia jest za wymyślenie nowego zastosowania i umiejętność przeróbek. Mam ręczniki sprzed lat 30 nie dlatego, że jestem tak bardzo pro eko tylko dlatego, że tak bardzo uwarunkowało mnie dzieciństwo w innej rzeczywistości. Mam też polar z logo polarteka, też jakieś 30 lat. Używam dopóki się nie rozpadną. Ale myślę, że nie chcielibyśmy wrócić do świata, w którym ciągle czegoś brakuje. To znaczy owszem, fajnie żebyśmy na poziomie społecznym przestali się napinać kto ma więcej nowych rzeczy (bo słoik po majonezie też jest ok, chociaż mniej fancy niż taki ozdobny słoiczek na przyprawy), ale jednak ekologia to bardziej pytanie jak uczynić tą konsumpcję mniej szkodliwą, a nie mniejszą. Jak to się udało z freonami? Bo szczerze nie wiem jak to się stało, że freony zostały niemal całkowicie wycofane, tam gdzie są używane jest to mocno kontrolowane i ograniczone, a ani dezodorantów w sprayu, ani lodówek nie przestaliśmy używać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

직업병

 직업병 "choroba zawodowa", to wcale nie choroba zawodowa jak u nas, tylko skrzywienie zawodowe, nawyk, którego nabraliśmy po latach robienia czegoś tam. Ja np często jestem zbyt uprzejma. W życiu mi się to nie specjalnie opłaca, ale zawodowo mi akurat jest niezbędne.

좋은 인간이 되는 것이 가치가 있을까요?

 wieczorna rozmowa z AI: zdanie 좋은 인간이 되는 것이 가치가 있을까요? można przeanalizować pod względem składniowym i znaczeniowym. Analiza składniowa: 좋은 인간 (good person) – „dobry człowiek” „좋은” to przymiotnik „dobry”, który opisuje rzeczownik „인간” (człowiek). 되는 것 (becoming) – „stanie się” „되다” oznacza „stać się, zostać”, a „-는 것” zamienia czasownik w rzeczownik (odpowiednik „stanie się” w języku polskim). 이 가치가 있을까요? (is it valuable?) „가치” oznacza „wartość”. „가 있다” oznacza „mieć wartość”. „-을까요?” to grzeczna końcówka pytająca, sugerująca niepewność lub zapytanie o opinię. Tłumaczenie: „Czy stanie się dobrym człowiekiem ma wartość?” lub bardziej naturalnie: „Czy warto być dobrym człowiekiem?” Analiza znaczeniowa: To pytanie filozoficzne dotyczące moralności i wartości bycia dobrym człowiekiem. Można je interpretować jako refleksję nad tym, czy bycie dobrym przynosi korzyści (np. społeczne, osobiste) lub czy jest czymś wartościowym samym w sobie.  

pies nie tylko sra

 Jakoś czuję potrzebę wygłoszenia tej oczywistej oczywistości. Nie będę się kłócić z przypadkowymi osobami wyprowadzającymi swoje psy, ale ciśnienie podnoszą mi ludzie uniemożliwiający swojemu psu powąchanie się z innym psem. Dosłownie: spacer dla nich oznacza wyciągnięcie psa na trawnik przed blokiem (uroczo zwany "sralnikiem") i natychmiastowe zaciągnięcie psa z powrotem do bloku. Kiedy przechodzę obok ze swoim psem (nawet nie podchodzę, na spacerze mamy dłuższą trasę niż klatka schodowa - trawnik) to właściciel/właścicielka takiego "wyprowadzanego na sralnik" nieszczęśnika od razu krzyczy "proszę odciągnąć psa" "pani nie widzi, że mój się denerwuje" "proszę zabrać psa bo on denerwuje mojego". Mam spokojnego, średniej wielkości pieska, który bardzo ostrożnie podchodzi do innych, jeśli drugi pies jakkolwiek się stresuje albo reaguje negatywnie to mój od razu się wycofuje, to pies schroniskowy, unika konfliktów. I jest cały czas na smyc...