Mam wrażenie, że ilekroć wejdę na social media atakują mnie dietetyczne przepisy.
Pewnie dlatego, że inne "atakujące" rzeczy uważam, za bardziej sensowne i przez to nie rzucają mi się w oczy, a wręcz daję się wciągać w ten spacer po wirtualnym, hmm, bagnie?
Z tymi dietami to jest trochę zabawnie, bo wiele z przepisów jest albo nie logiczna (i nie mają prawa być jadalne w takim czysto ludzkim sensie, jak np kawa z olejem, łeeee) albo, nooo, wysokokaloryczna, taka bardzo, bardzo.... bardzo pokazująca, że autorzy i autorki nie mają pojęcia o tym, jakie wartości kaloryczne mają np orzechy i daktyle, szalenie popularne w dietetycznych przepisach.
Dziś np insta poleca kakao z zmiksowanych nerkowców. Już mi gdzieś wcięło ten post, więc będzie z pamięci:
- autorka jest dumna z kilku tygodni bez używania cukru i słodzików (no w sumie fajnie, ludzie tak żyli przez tysiące lat, no może z dokładnością do dość powszechnego używania słodzika zwanego miodem, który wyżerali wszędzie na kuli ziemskiej, czyli jednak słodkie zawsze było na probsie)
- i jak czuje potrzebę na słodkie to robi "kakao" z namoczonych i zmiksowanych nerkowców, daktyli i kilku łyżek kakao właśnie, zblendować na wysokich obrotach, ewentualnie delikatnie podgrzać
- mam głębokie przekonanie, że to będzie dobre
- oraz całkowitą pewność, że to jest w pizdu kaloryczne i jeśli ktoś pozostać na deficycie kalorycznym to spora szansa, że wciągnie całodzienny przydział kalorii (no chyba że jest sportowcem )
- niemniej zrobię, jak tylko zakupię nerkowce (bo i tak codziennie wciągam więcej niż wszelkie wyliczenia przydziałów kalorycznych przewidują, coś z nimi jest jednak nie tak)
Komentarze
Prześlij komentarz