Przejdź do głównej zawartości

Bieda

 raport szlachetnej paczki

41% gospodarstw domowych w Polsce nie jest w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb biologicznych i społecznych, osoby je tworzące żyją w sferze niedostatku. Wskaźnik ten wzrasta aż do 48% w przypadku, gdy jeden z członków rodziny jest osobą z niepełnosprawnością.

Pani Maria po śmierci męża została sama z kredytem, nie najlepszym zdrowiem i niską emeryturą. Gdy z powodu inflacji raty kredytu drastycznie podskoczyły, okazało się, że z 1681 zł skromnej emerytury pani Marii zostaje na życie tylko 80 zł. To 2,60 zł dziennie, by coś zjeść, kupić leki, mydło czy pastę do zębów:

Kupuję chleb i go mrożę. Wyciągam skibkę, gdy jestem naprawdę głodna.

https://www.szlachetnapaczka.pl/aktualnosci/na-co-nie-stac-polakow-raport-o-biedzie-2023-szlachetnej-paczki/

I tu pewnie można by postawić kropkę.

Przeraża mnie to. Nie tak teoretycznie, że mogę sobie powspółczuć.  Ja wiem, że łatwo jest znaleźć się po drugiej stronie. Ilekroć spotykam osobę, która całe życie przeżyła w względnym dobrobycie i nie poczuła biedy na sobie, zdumiewa mnie jak inaczej taka osoba myśli. Ja się nieustannie boję. Bieda nawet chwilowa zmienia człowieka. Najbardziej martwi mnie to jak zmienia dzieci, bo zabija ich kreatywność i zdolność do długofalowego planowania. Uczy skupienia na przetrwaniu.

Teraz mam wygodne życie i możliwość dokonywana zakupów absolutnie zbędnych.

Ale.

Wspomnienie nr1. Komunizm. Kolejki. Nieustanne planowanie jak zrobić zapasy. Bycie dzieckiem w komunizmie oznaczało bycie nieustannym rekwizytem w kolejkach. Ale nie było źle. Jedzenie zawsze było. Mieliśmy rodzinę i znajomych na wsi. Łatwiej u nas było o szynkę niż o chleb i mleko. Po chleb trzeba było czasem stać dłużej, niż jako dziecko byłam w stanie. Owoce tylko o ile starczyło zapasów zrobionych latem. Czasem potrafiłam się rozpłakać, bo nie chciałam już mięsa. W końcu najgorszy kryzys minął jakoś się wszystko ustabilizowało.

Wspomnienie nr2 Stoję w sklepie i próbuję policzyć na ile plasterków najtańszej wędliny mi starczy z tego, co rodzice dali na zakupy spożywcze. Reformy Balcerowicza. Balcerowicz poświęcił miliony Polaków w imię dobrobytu kilku Kulczyków. To jeden z tych przypadków, kiedy mam nadzieję, że jednak tak gdzieś jest Bóg sprawiedliwy i rozliczy tego faceta. Teraz owszem mamy chleb. Niekoniecznie coś do chleba. Na szynkę i schab nas już na pewno nie stać, przyzwyczajam się do dziwnych mielonek pół na pół z żelatyną, marchewką i bóg_wie_czym. Smakują ohydnie, nad składem lepiej się nie zastanawiać. Minęło kolejnych kilka lat zanim udało się nam wyjść na prostą.

Wspomnienie nr3 Szukam po kieszeniach wszystkich ubrań groszy - końcówek z tych wszystkich cen z 0.99 na końcu. Mam nadzieję, że nazbieram na bułkę.Od miesięcy żywię się najtańszym ryżem z najtańszym dżemem. Te ładniejsze słoiki po dżemie służą mi za szklanki. Jest początek lat 2000, rejestrowane bezrobocie na poziomie 20%, to nierejestrowane sporo większe. Ja jestem "nierejestrowana". Nigdy nie pracowałam. Mam takie problemy ze zdrowiem, że nawet nie jestem wstanie wystać w kolejce do rejestracji bezrobotnych. Lekarz radzi mi szybko wyjść za mąż, bo jestem "za ładna" żeby mi przyznać rentę. W sumie może lepiej, że mówi o zamążpójściu a nie innych sposobach zarabiania "na urodzie". Kończą mi się pieniądze odłożone z studenckiego stypendium. Nie starcza na ogrzewanie.

Wspomnienie nr4 Jestem w ciąży, ze względu na ciążę musiałam odejść z pracy. Na ostrym dyżurze zanim mnie przyjmą dokładnie weryfikują dokument potwierdzający, że mąż dopisał mnie do swojego ubezpieczenia.  Przeżywam to wielokrotnie. Mam problemy z ciążą. Zanim ktokolwiek udzieli pomocy, pada pytanie jak za tą pomoc zapłacę. To jest tak jest przerażające, że w efekcie praktycznie nic nie kupuję dla dziecka.

Wspomnienie nr5 Właściwe dowolny wyciąg z ZUS wyliczający emeryturę. Wiem, że w moim zawodzie nie da się pracować do śmierci. A z emerytury nie starczy mi na jedzenie. Mimo, że pracuję legalnie.

Dziwi mnie poparcie w tym kraju dla postbalcerowiczowskich partii. Chciałabym żyć w miejscu, gdzie miałabym komfort myślenia, że bez względu na wszystkie zakręty losu będę miała co jeść i gdzie spać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Książka dla dużego i malego, Findus się u nas pojawił.

Są takie książki, które dotykają paluchem żywych emocji. Raczej nie spodziewam się ich wśród opowiadań dla dzieci, ale... "Kiedy mały Findus się zgubił" dotyka. Samotność człowieka, dla którego jedynym powodem do wstania rano jest mały kotek dotyka chyba bardziej emocji dorosłego niż dziecka. Bez wątpienia dotyka też moich osobistych wspomnień. Młody chyba przefiltrował treść przez własne wspomnienia przyjaźni z naszymi już nie żyjącymi kotkami, w każdym razie historia go wyraźnie wciągnęła. A książeczka znajdzie u nas swoje miejsce, bo o to po raz pierwszy Pan Maruniowaty wspólnie ze mną przeczytał tak długą opowieść, czytaliśmy trzy dni. Wracaliśmy wspomnieniami do poprzednich stron upewniając się, czy wszystko pamiętamy. Szukaliśmy na złożonych ilustracjach odniesień do treści. To też duży krok od serii z Kicią Kocią (nadal dominującą w naszym domu, Pietrucha złapał bakcyla, wierszyków nie lubi, woli Kicię Kocię), z uproszczonymi ilustracjami, do naprawdę złożonych obra

Sienkiewicz to jednak wielkim pisarzem był (kto by się tego spodziewał)

 Nigdy nie przeczytałam Trylogii. Poległam na początkach początku "Ogniem i mieczem". Co może nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że przeczytałam wszystkie inne lektury szkolne. Tak, "Nad Niemnem" też, oraz "Chłopów". Zmęczyłam nawet, z bólem ale jednak, "Pana Tadeusza" i "Dziady" (beznadziejne i przestarzałe twory, do czytania tylko jako przykład przerostu formy nad treścią).  Ale Trylogii nie zdzierżyłam. Teraz dziecko poległo na "W pustyni i w puszczy". Niepedagogicznie byłoby jednak w tym momencie przyznać, że może z tym Sienkiewiczem jest coś nie teges. A poza tym coś mi kołatało, że to dzieło Sienkiewicza przeczytałam w jakimś wczesnym dzieciństwie i jakoś bezboleśnie zupełnie. Zaczęliśmy czytać razem.  Dziecko poległo, bo tak naprawdę poległ program szkolny, aby tą powieść miało sens czytać, trzeba by zrobić najpierw kilka lekcji dotyczących kontekstu historycznego, kulturowego i językowego. Ja tego nie potrzebowałam, bo j

Maruń mówi! przeniesione z http://przyokazji.blox.pl/2013/09/22-Marun-mowi.html

Na dwa "kamienie milowe" w rozwoju dziecka czekałam wyjątkowo niecierpliwie - na chodzenie z maluchem "za rączkę" i na możliwość porozmawiania. Jeśli chodzi o chodzenie "za rączkę" to nie mam bladego pojęcia jak i kiedy to się stało! Pamiętam, że w czasie ubiegłorocznych wakacji Pan Maruniowaty uczył się chodzić trzymając się hotelowych mebli, a potem już do żłobka szliśmy za rączkę i problemem były tylko duszności, które łapały malucha przy wysiłku. Jeśli chodzi o mówienie - należy odnotować "już". W minionym tygodniu mały rozgadał się na całego. Ot tak - wziął i zaczął mówić "a co to jest?" (z częstotliwością co kilka sekund") "pić", "pij", "gdzie tata?" itd - dużo z tych wypowiedzi to proste zdania stwierdzające, za to jeśli czegoś się domaga to zwykle za pomocą rzeczowników ("świnka pepa!" "lowel" (rower)- no z "r" jest problem) W rozwoju dzieci niesam