Przejdź do głównej zawartości

Domyślny rodzic

 Obejrzałam niedawno opowieść kobiety o tym, że nie chciała być matką ze względu na to, że  matka zawsze jest domyślnym rodzicem. To taka chwila olśnienia, dlaczego bywam sfrustrowana chociaż przecież mój partner aktywnie uczestniczy w wychowaniu i opiece nad dziećmi. Jednak niezależnie od tego ile pracy wykona, to on mi "pomaga", a ja jestem domyślnym rodzicem odpowiedzialnym za całość w postrzeganiu dzieci i otoczenia.

 W naszym kręgu kulturowym mężczyzna zawsze tylko pomaga, przy dzieciach, w domu, to tylko jest jego dobrowolna pomoc a nie wykonanie swoich obowiązków przy swoich dzieciach i swoim domu. A skoro pomaga, to może mu nie wyjść, może coś przeoczyć, może coś odpuścić bo np chce pograć albo musi pracować (co w przeciwieństwie do dzieci, jest jego obowiązkiem). Z reklamacjami w tych wszystkich przypadkach otoczenie i dzieci zwrócą się do matki. 

Np moje dzieci zapytają mnie o czyste majtki, zmianę prześcieradła, pomidorka do kolacji i picie do szkoły, a jednocześnie w tym samym zdaniu powiedzą, że mama nic nie robi, tylko czasem gotuje obiad.

Jak do szkoły szykuje ich tata to bez szemrania wychodzą  bez śniadania i czasem nawet bez picia. A potem zgłaszają się do mamy, że one to picie chcą mieć. A jak szykuje mama, to musi być i picie i śniadaniówka. Kiedy mamy nie ma w zasięgu, śniadaniówka magicznie przestaje być potrzebna. A do picia można chwycić dowolny napój ze sklepiku.

Tata zrobi kolację, ale mama musi pamiętać o zapewnieniu produktów i jak mama nie dopilnuje to do kolacji nie będzie żadnych warzyw.

Itd.

Nawet podział prac 50/50 nie powoduje zdjęcia 100% odpowiedzialności z domyślnego rodzica.

I tak, kobiety powinny to brać pod uwagę planując macierzyństwo.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Książka dla dużego i malego, Findus się u nas pojawił.

Są takie książki, które dotykają paluchem żywych emocji. Raczej nie spodziewam się ich wśród opowiadań dla dzieci, ale... "Kiedy mały Findus się zgubił" dotyka. Samotność człowieka, dla którego jedynym powodem do wstania rano jest mały kotek dotyka chyba bardziej emocji dorosłego niż dziecka. Bez wątpienia dotyka też moich osobistych wspomnień. Młody chyba przefiltrował treść przez własne wspomnienia przyjaźni z naszymi już nie żyjącymi kotkami, w każdym razie historia go wyraźnie wciągnęła. A książeczka znajdzie u nas swoje miejsce, bo o to po raz pierwszy Pan Maruniowaty wspólnie ze mną przeczytał tak długą opowieść, czytaliśmy trzy dni. Wracaliśmy wspomnieniami do poprzednich stron upewniając się, czy wszystko pamiętamy. Szukaliśmy na złożonych ilustracjach odniesień do treści. To też duży krok od serii z Kicią Kocią (nadal dominującą w naszym domu, Pietrucha złapał bakcyla, wierszyków nie lubi, woli Kicię Kocię), z uproszczonymi ilustracjami, do naprawdę złożonych obra...

Chomiczówka, chomiczówka

 Niewiele osiedli doczekało się własnej piosenki, prawda? Ale nie ma już tamtej Chomiczówki, niezbyt czyste i niezbyt bezpieczne blokowisko zmieniło się w jedno z przyjemniejszych osiedli Warszawy. Zaskakujące jak ładnie się zestarzało to blokowisko z lat '70, podczas gdy niektóre z tego okresu już zmieniły się w slamsy. No i mnie też zmieniła się perspektywa. Wyprowadziłam się kilkanaście lat temu. "Mama, tam jest plac zabaw! I tam też jest plac zabaw. Mama! Plac zabaw! Tam chodźmy i tam chodźmy!". (jedna z tych huśtawek jest "zabytkowa", a jak skrzypi....) Pomiędzy kilkunastopiętrowymi blokami zamknięta jest bardzo duża przestrzeń wspólna. Place zabaw, "górka" do zjeżdżania, zadrzewione tereny do spacerów, asfaltowe uliczki na których bezpiecznie przedszkolak może gonić na hulajnodze a bebikus młodszy na rowerku. Dla moich maluchów wielka atrakcja.  Maruniowaty może z jednego placu zabaw na drugi przejechać na hulajnodze. W miejscu gdzie mies...

Sienkiewicz to jednak wielkim pisarzem był (kto by się tego spodziewał)

 Nigdy nie przeczytałam Trylogii. Poległam na początkach początku "Ogniem i mieczem". Co może nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że przeczytałam wszystkie inne lektury szkolne. Tak, "Nad Niemnem" też, oraz "Chłopów". Zmęczyłam nawet, z bólem ale jednak, "Pana Tadeusza" i "Dziady" (beznadziejne i przestarzałe twory, do czytania tylko jako przykład przerostu formy nad treścią).  Ale Trylogii nie zdzierżyłam. Teraz dziecko poległo na "W pustyni i w puszczy". Niepedagogicznie byłoby jednak w tym momencie przyznać, że może z tym Sienkiewiczem jest coś nie teges. A poza tym coś mi kołatało, że to dzieło Sienkiewicza przeczytałam w jakimś wczesnym dzieciństwie i jakoś bezboleśnie zupełnie. Zaczęliśmy czytać razem.  Dziecko poległo, bo tak naprawdę poległ program szkolny, aby tą powieść miało sens czytać, trzeba by zrobić najpierw kilka lekcji dotyczących kontekstu historycznego, kulturowego i językowego. Ja tego nie potrzebowałam, bo j...