Przejdź do głównej zawartości

chwile kiedy social media mnie przerażają

 W sumie nie, social media jako koncept są mi dokładnie obojętne. Czasem przerażają mnie stojące za nimi algorytmy i nienadążające za algorytmami i wzrastającą mocą obliczeniową prawo.

Bardziej widoczne są algorytmy stojące za reklamami, gdy rozmawiasz o czymś, a chwilę później twój FB pokazuje Ci tematyczne reklamy, albo Google już wie co chcesz wyszukać i też ma kilka odpowiednich linków sponsorowanych. Oficjalnie żadna z tych korporacji "nie słucha". 

Tym razem za kilka sekund przerażenia odpowiada TikTok. Jakiś czas temu trafiłam na info, że TT używa algorytmów podobieństwa. Czyli on nie słucha a patrzy. Tobie prosto w zapatrzone w feed ślepka. I reaguje. Na to jak wyglądasz. Na to jak reagujesz. Przez chwilę zastanawiałam się na ile to może wyjaśnić kierunek, w którą odpłynęła zawartość mojej strony głównej, ale nie znalazłam nic więcej na temat i zachowałam się jak nasi prawodawcy, skoro to jest zbyt mętne i zbyt mało widoczne, to nie warto się zastanawiać.

Zwłaszcza, że jako userzy gładko przechodzimy do porządku dziennego nad faktem, że TT wykorzystuje różne trendy, żeby uczyć algorytmy pracowania na mimice twarzy i sposobie poruszania się. Nie przypadkiem podbijane są trendy gdzie powtarzany jest jakiś ruch ciała czy twarzy.

Kilka dni temu TT pokazał mi dziewczynę wyglądającą dokładnie jak ja, gdy miałam lat 20. Uczucie patrzenia na siebie sprzed lat jest co najmniej dziwne, zwłaszcza w połączeniu ze świadomością, że to nie ja. Dla człowieka to podobieństwo nie byłoby oczywiste, bo dla ludzkiego oka kilkadziesiąt lat plus to cała wizualna epoka. Dla algorytmu to ta sama budowa twarzy. A temat, o którym opowiadała dziewczyna miał się nijak do reszty tego co oglądam. Otóż gdzieś w Ameryce jest sobie dwudziestoletnia Chinka, która żyła w przekonaniu, że jest 100% Chinką mimo, że inni Azjaci czasem żartowali z niej, że jest Wasian. Jej "lekko" europejskie rysy zawsze tłumaczyła jej rodzina, że pochodzą z miejsca w Chinach, które jest już pod granicą z Rosją. I takie rysy twarzy się tam zdarzają. W sumie to troszkę się przyzwyczaiła do myśli, że może jednak trochę Wasian jest. I zrobiła test DNA i okazało się, że mamusia i tatuś łgali jej prosto w oczy, bo chiński tatuś to nie jest biologiczny tatuś a ona ma 50% DNA z wschodniej europy. Z Polski konkretnie. Urocza historia.

Teraz mogę się zastanowić, czy ludzie nazywający mnie Chinką w czasach zapyziałego PRL mieli jednak rację, czy też może ta dziewczyna wygląda bardziej na Polkę niż na Chinkę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Książka dla dużego i malego, Findus się u nas pojawił.

Są takie książki, które dotykają paluchem żywych emocji. Raczej nie spodziewam się ich wśród opowiadań dla dzieci, ale... "Kiedy mały Findus się zgubił" dotyka. Samotność człowieka, dla którego jedynym powodem do wstania rano jest mały kotek dotyka chyba bardziej emocji dorosłego niż dziecka. Bez wątpienia dotyka też moich osobistych wspomnień. Młody chyba przefiltrował treść przez własne wspomnienia przyjaźni z naszymi już nie żyjącymi kotkami, w każdym razie historia go wyraźnie wciągnęła. A książeczka znajdzie u nas swoje miejsce, bo o to po raz pierwszy Pan Maruniowaty wspólnie ze mną przeczytał tak długą opowieść, czytaliśmy trzy dni. Wracaliśmy wspomnieniami do poprzednich stron upewniając się, czy wszystko pamiętamy. Szukaliśmy na złożonych ilustracjach odniesień do treści. To też duży krok od serii z Kicią Kocią (nadal dominującą w naszym domu, Pietrucha złapał bakcyla, wierszyków nie lubi, woli Kicię Kocię), z uproszczonymi ilustracjami, do naprawdę złożonych obra...

Chomiczówka, chomiczówka

 Niewiele osiedli doczekało się własnej piosenki, prawda? Ale nie ma już tamtej Chomiczówki, niezbyt czyste i niezbyt bezpieczne blokowisko zmieniło się w jedno z przyjemniejszych osiedli Warszawy. Zaskakujące jak ładnie się zestarzało to blokowisko z lat '70, podczas gdy niektóre z tego okresu już zmieniły się w slamsy. No i mnie też zmieniła się perspektywa. Wyprowadziłam się kilkanaście lat temu. "Mama, tam jest plac zabaw! I tam też jest plac zabaw. Mama! Plac zabaw! Tam chodźmy i tam chodźmy!". (jedna z tych huśtawek jest "zabytkowa", a jak skrzypi....) Pomiędzy kilkunastopiętrowymi blokami zamknięta jest bardzo duża przestrzeń wspólna. Place zabaw, "górka" do zjeżdżania, zadrzewione tereny do spacerów, asfaltowe uliczki na których bezpiecznie przedszkolak może gonić na hulajnodze a bebikus młodszy na rowerku. Dla moich maluchów wielka atrakcja.  Maruniowaty może z jednego placu zabaw na drugi przejechać na hulajnodze. W miejscu gdzie mies...

Sienkiewicz to jednak wielkim pisarzem był (kto by się tego spodziewał)

 Nigdy nie przeczytałam Trylogii. Poległam na początkach początku "Ogniem i mieczem". Co może nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że przeczytałam wszystkie inne lektury szkolne. Tak, "Nad Niemnem" też, oraz "Chłopów". Zmęczyłam nawet, z bólem ale jednak, "Pana Tadeusza" i "Dziady" (beznadziejne i przestarzałe twory, do czytania tylko jako przykład przerostu formy nad treścią).  Ale Trylogii nie zdzierżyłam. Teraz dziecko poległo na "W pustyni i w puszczy". Niepedagogicznie byłoby jednak w tym momencie przyznać, że może z tym Sienkiewiczem jest coś nie teges. A poza tym coś mi kołatało, że to dzieło Sienkiewicza przeczytałam w jakimś wczesnym dzieciństwie i jakoś bezboleśnie zupełnie. Zaczęliśmy czytać razem.  Dziecko poległo, bo tak naprawdę poległ program szkolny, aby tą powieść miało sens czytać, trzeba by zrobić najpierw kilka lekcji dotyczących kontekstu historycznego, kulturowego i językowego. Ja tego nie potrzebowałam, bo j...