Przejdź do głównej zawartości

Fioletowa fala

 Człowiek ma w życiu fazy, kiedy potrzebuje mówić o jakiś jednym, powracającym wątku. Jedni mniej, inni bardziej, ale mamy coś co procesujemy w danym okresie czasu.

Takim wątkiem były u mnie relacje między ludzkie kiedy nieuchronnie trzeba się było rozczarować co nie co dorastając.

Był czas na mówienie o tym co się zobaczyło, poznało, obejrzało, spróbowało, kiedy człowiek mógł ruszyć się wreszcie ze swojej jaskini.

Bardzo absorbującym wątkiem były dzieci, ale dzieci stają się stałym elementem życia, który po prostu jest nieustająco ważny.

A teraz niewątpliwie dla mnie to jest starzenie - jako proces nieuchronnych zmian, nie tylko we mnie, ale i w tym jak traktuje mnie otoczenie. Procesowi dojrzewania poświęcamy dużo uwagi jako społeczeństwo, mamy książki, programy i specjalistów. No i na koniec spodziewamy się sukcesu tego procesu w postaci młodego człowieka, który staje na własnych nogach i jest lepszy, mądrzejszy i sprytniejszy od "wapniaków". Starzenie raczej staramy się zamieść pod dywan, sukcesu w oczywisty sposób nie będzie, więc zamaskujmy temat pokazując tylko zabawne staruszki/staruszków, którzy ubrani jak barwne ptaki zwiedzają świat w kamperach. To nie jest i nie będzie rzeczywistość większości z nas.

Rzeczywistość będzie taka, że mniej lub bardziej ta starość będzie uwierać.

Aczkolwiek czasem w sposób zabawny.

Kiedy dziecko pyta całkiem serio" "mamo, ale co ty masz za fioletowe fale pod oczami?"

Worki... worki pod oczami. To miał na myśli. W głowie, w której nie brakuje słów na serwery, domeny i discordy, zabrakło określenie na to coś, co ma się pod oczami, kiedy to już nie są cienie z niewyspania po imprezie, a lata niedosypiania plus problemy z krążeniem.

Po tym już przestałam się śmiać, pomyślałam, że jednak - chętnie bym się pozbyła tego jakże prominentnego elementu twarzy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Książka dla dużego i malego, Findus się u nas pojawił.

Są takie książki, które dotykają paluchem żywych emocji. Raczej nie spodziewam się ich wśród opowiadań dla dzieci, ale... "Kiedy mały Findus się zgubił" dotyka. Samotność człowieka, dla którego jedynym powodem do wstania rano jest mały kotek dotyka chyba bardziej emocji dorosłego niż dziecka. Bez wątpienia dotyka też moich osobistych wspomnień. Młody chyba przefiltrował treść przez własne wspomnienia przyjaźni z naszymi już nie żyjącymi kotkami, w każdym razie historia go wyraźnie wciągnęła. A książeczka znajdzie u nas swoje miejsce, bo o to po raz pierwszy Pan Maruniowaty wspólnie ze mną przeczytał tak długą opowieść, czytaliśmy trzy dni. Wracaliśmy wspomnieniami do poprzednich stron upewniając się, czy wszystko pamiętamy. Szukaliśmy na złożonych ilustracjach odniesień do treści. To też duży krok od serii z Kicią Kocią (nadal dominującą w naszym domu, Pietrucha złapał bakcyla, wierszyków nie lubi, woli Kicię Kocię), z uproszczonymi ilustracjami, do naprawdę złożonych obra...

Chomiczówka, chomiczówka

 Niewiele osiedli doczekało się własnej piosenki, prawda? Ale nie ma już tamtej Chomiczówki, niezbyt czyste i niezbyt bezpieczne blokowisko zmieniło się w jedno z przyjemniejszych osiedli Warszawy. Zaskakujące jak ładnie się zestarzało to blokowisko z lat '70, podczas gdy niektóre z tego okresu już zmieniły się w slamsy. No i mnie też zmieniła się perspektywa. Wyprowadziłam się kilkanaście lat temu. "Mama, tam jest plac zabaw! I tam też jest plac zabaw. Mama! Plac zabaw! Tam chodźmy i tam chodźmy!". (jedna z tych huśtawek jest "zabytkowa", a jak skrzypi....) Pomiędzy kilkunastopiętrowymi blokami zamknięta jest bardzo duża przestrzeń wspólna. Place zabaw, "górka" do zjeżdżania, zadrzewione tereny do spacerów, asfaltowe uliczki na których bezpiecznie przedszkolak może gonić na hulajnodze a bebikus młodszy na rowerku. Dla moich maluchów wielka atrakcja.  Maruniowaty może z jednego placu zabaw na drugi przejechać na hulajnodze. W miejscu gdzie mies...

Sienkiewicz to jednak wielkim pisarzem był (kto by się tego spodziewał)

 Nigdy nie przeczytałam Trylogii. Poległam na początkach początku "Ogniem i mieczem". Co może nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że przeczytałam wszystkie inne lektury szkolne. Tak, "Nad Niemnem" też, oraz "Chłopów". Zmęczyłam nawet, z bólem ale jednak, "Pana Tadeusza" i "Dziady" (beznadziejne i przestarzałe twory, do czytania tylko jako przykład przerostu formy nad treścią).  Ale Trylogii nie zdzierżyłam. Teraz dziecko poległo na "W pustyni i w puszczy". Niepedagogicznie byłoby jednak w tym momencie przyznać, że może z tym Sienkiewiczem jest coś nie teges. A poza tym coś mi kołatało, że to dzieło Sienkiewicza przeczytałam w jakimś wczesnym dzieciństwie i jakoś bezboleśnie zupełnie. Zaczęliśmy czytać razem.  Dziecko poległo, bo tak naprawdę poległ program szkolny, aby tą powieść miało sens czytać, trzeba by zrobić najpierw kilka lekcji dotyczących kontekstu historycznego, kulturowego i językowego. Ja tego nie potrzebowałam, bo j...