Przejdź do głównej zawartości

Drobiazgi

Chciałam zrobić drobiazg w prezencie dla kolegi-tatusia malucha. Padło na prosty śliniaczek.
Zawsze mam dużo obaw dając taki prezent, w świadomości masowej rękodzieło nadal funkcjonuje jako jakiś nędzny zastępnik nieosiągalnego dobra ze sklepu. Nieważne że współcześnie rękodzieło jest droższe (droższe nawet jeśli liczyć sam materiał, a nie tylko czas pracy) i trudno osiągalne (ręka do góry kto nauczył córkę/wnuczkę posługiwać się drutami).  
W każdym razie w tym przypadku myślę, że prezent został zrozumiany. Kolega swego czasu podarował mi najlepszą na świecie domową nalewkę, więc zakładam, że fabryczna masówka nie stoi u niego na piedestale. Lubię w ludziach chęć własnoręcznego kreowania drobnych rzeczy z swojej rzeczywistości. Wyrwanie się z kręgu "zarób-kup-wydaj". Docenienie procesu wytwarzania.
 
Analogiczny śliniak, ale w większej i jednocześnie mniej wyrafinowanej wersji, zrobiłam dla Pietruchy, na zdjęciu poniżej już nieco zużyty. Prosty wzór daje możliwość pobawienia się kolorami. Zdjęcia jak zwykle ziejące prozą życia. Nieustannie podziwiam blogi skupiające się na estetyce przekazu, ale to nie moja bajka. Oto mało estetyczny, w swej brudnej prawdziwości, mały człowiek w śliniaku zalanym sokiem. W obu przypadkach dropsowy safran. W obu przypadkach wkurzało mnie, że się rozdzielał na pojedyncze nitki.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Książka dla dużego i malego, Findus się u nas pojawił.

Są takie książki, które dotykają paluchem żywych emocji. Raczej nie spodziewam się ich wśród opowiadań dla dzieci, ale... "Kiedy mały Findus się zgubił" dotyka. Samotność człowieka, dla którego jedynym powodem do wstania rano jest mały kotek dotyka chyba bardziej emocji dorosłego niż dziecka. Bez wątpienia dotyka też moich osobistych wspomnień. Młody chyba przefiltrował treść przez własne wspomnienia przyjaźni z naszymi już nie żyjącymi kotkami, w każdym razie historia go wyraźnie wciągnęła. A książeczka znajdzie u nas swoje miejsce, bo o to po raz pierwszy Pan Maruniowaty wspólnie ze mną przeczytał tak długą opowieść, czytaliśmy trzy dni. Wracaliśmy wspomnieniami do poprzednich stron upewniając się, czy wszystko pamiętamy. Szukaliśmy na złożonych ilustracjach odniesień do treści. To też duży krok od serii z Kicią Kocią (nadal dominującą w naszym domu, Pietrucha złapał bakcyla, wierszyków nie lubi, woli Kicię Kocię), z uproszczonymi ilustracjami, do naprawdę złożonych obra...

Chomiczówka, chomiczówka

 Niewiele osiedli doczekało się własnej piosenki, prawda? Ale nie ma już tamtej Chomiczówki, niezbyt czyste i niezbyt bezpieczne blokowisko zmieniło się w jedno z przyjemniejszych osiedli Warszawy. Zaskakujące jak ładnie się zestarzało to blokowisko z lat '70, podczas gdy niektóre z tego okresu już zmieniły się w slamsy. No i mnie też zmieniła się perspektywa. Wyprowadziłam się kilkanaście lat temu. "Mama, tam jest plac zabaw! I tam też jest plac zabaw. Mama! Plac zabaw! Tam chodźmy i tam chodźmy!". (jedna z tych huśtawek jest "zabytkowa", a jak skrzypi....) Pomiędzy kilkunastopiętrowymi blokami zamknięta jest bardzo duża przestrzeń wspólna. Place zabaw, "górka" do zjeżdżania, zadrzewione tereny do spacerów, asfaltowe uliczki na których bezpiecznie przedszkolak może gonić na hulajnodze a bebikus młodszy na rowerku. Dla moich maluchów wielka atrakcja.  Maruniowaty może z jednego placu zabaw na drugi przejechać na hulajnodze. W miejscu gdzie mies...

Sienkiewicz to jednak wielkim pisarzem był (kto by się tego spodziewał)

 Nigdy nie przeczytałam Trylogii. Poległam na początkach początku "Ogniem i mieczem". Co może nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że przeczytałam wszystkie inne lektury szkolne. Tak, "Nad Niemnem" też, oraz "Chłopów". Zmęczyłam nawet, z bólem ale jednak, "Pana Tadeusza" i "Dziady" (beznadziejne i przestarzałe twory, do czytania tylko jako przykład przerostu formy nad treścią).  Ale Trylogii nie zdzierżyłam. Teraz dziecko poległo na "W pustyni i w puszczy". Niepedagogicznie byłoby jednak w tym momencie przyznać, że może z tym Sienkiewiczem jest coś nie teges. A poza tym coś mi kołatało, że to dzieło Sienkiewicza przeczytałam w jakimś wczesnym dzieciństwie i jakoś bezboleśnie zupełnie. Zaczęliśmy czytać razem.  Dziecko poległo, bo tak naprawdę poległ program szkolny, aby tą powieść miało sens czytać, trzeba by zrobić najpierw kilka lekcji dotyczących kontekstu historycznego, kulturowego i językowego. Ja tego nie potrzebowałam, bo j...