Przejdź do głównej zawartości

Złoty stok - wakacje z dziećmi, kolejne podejście

Kiepski moment na myślenie o wakacjach, co? No chyba, że zimowych... ale my na wakacje, a raczej na dogrywkę urlopową wybraliśmy się w listopadzie i nie w ciepłe kraje a "w Polskę". Do kotliny kłodzkiej konkretnie. Nie wypoczęliśmy, nie będę oszukiwać. Jakiś miliard razy powtórzyłam "chłopcy przestańcie" (bić się, wrzeszczeć, oblewać się, popychać). No niewątpliwie zajęliśmy głowy czymś innym niż praca.

Wyjazd z małymi dziećmi całkiem poza sezonem ma sporo zalet. Na przykład takie, że wszelkie atrakcje służące temu, by dziecko wymusiło kasę na rodzicu, są zamknięte. Nie ma dmuchańców, gofry nie wyglądają zza każdego rogu. Ceny są niższe. Mniej ludzi w restauracjach obserwuje walkę rodziców by usadzić i nakarmić pociechy. Akurat w kotlinie kłodzkiej sezon trwa cały rok. Co prawda fontanny wyłączyli, i część rzeczy czynna jest krócej, ale to tyle.
Wadą wyjazdu w okresie październik-listopad jest wczesny zmierzch. Wieczorem raczej nie poszalejemy z dziećmi na placu zabaw, bo oświetlanie placów zabaw nie jest priorytetem.W Polanicy na wieczór zostają spacery na przyjemnie oświetlonym deptaku i w parku zdrojowym, co w sumie nie jest złe.

Tym razem z naszej "bazy" w Polanicy Zdrój, oprócz standardowego szwendania się po Kłodzku (w Kłodzku spędziliśmy 11 listopada, warto było!), zrobiliśmy też wycieczkę do Złotego Stoku. Na miejscu są dwie atrakcje - kopalnia złota i średniowieczny park technologiczny. Naiwnie myślałam, że damy radę zobaczyć obie. Finalnie sił dzieci (i naszych w sumie też, noszenie nastu kilo na barana daje się odczuć) starczyło tylko na kopalnię. Zwiedzanie kopalni składa się z dwu części - obmurowane chodniki służące jako muzeum i kawałek "zwykłymi" chodnikami, schodami i kolejką. Ta pierwsza część zdecydowanie dla dzieci powyżej przedszkola. Dwulatek się wyrywał, czterolatek się nudził. Na koniec jest przejście "chodnikiem śmierci". Małżonek z Pietruchą został odesłany przez przewodniczkę. Ja z Maruniowatym weszłam. Błąd. Strachy tandetne dla dorosłego, dla czterolatka okazały się poważne. Krzyk z taśmy, szkielet nietoperza i migające światła - młody od miesiąca przypomina, że to mu się nie podobało i że się przestraszył. No cóż, zysk z tego taki, że ma wspomnienia i powoli krystalizuje mu się pojęcie "pamięci" i "przeszłości".
 Chodnik śmierci kończy się dużą zjeżdżalnią - za dużą dla czterolatka. Musieliśmy zejść awaryjnymi schodami obok. Frajdą zaś (dla obu!) okazała się druga część zwiedzania - stare chodniki z których wyjeżdża się kolejką. Tyle, że umęczeni byli już pierwszą częścią. Wielka szkoda, że nie ma opcji "dla maluchów" tylko z drugą częścią przejścia. No i - nie ma co się czaić z wózkiem. Nosidło, albo młode na rękach. Nie wszędzie da się na barana. Dzieci trzeba też dotransportować spory kawałek pod górę, szlakiem, do drugiej części kopalni..

A gdyby ktoś chciał się wybrać do kotliny kłodzkiej, to zapraszam tu do wakacyjnego mieszkania dla rodziny z dziećmi, ale o tym będzie innym razem więcej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Książka dla dużego i malego, Findus się u nas pojawił.

Są takie książki, które dotykają paluchem żywych emocji. Raczej nie spodziewam się ich wśród opowiadań dla dzieci, ale... "Kiedy mały Findus się zgubił" dotyka. Samotność człowieka, dla którego jedynym powodem do wstania rano jest mały kotek dotyka chyba bardziej emocji dorosłego niż dziecka. Bez wątpienia dotyka też moich osobistych wspomnień. Młody chyba przefiltrował treść przez własne wspomnienia przyjaźni z naszymi już nie żyjącymi kotkami, w każdym razie historia go wyraźnie wciągnęła. A książeczka znajdzie u nas swoje miejsce, bo o to po raz pierwszy Pan Maruniowaty wspólnie ze mną przeczytał tak długą opowieść, czytaliśmy trzy dni. Wracaliśmy wspomnieniami do poprzednich stron upewniając się, czy wszystko pamiętamy. Szukaliśmy na złożonych ilustracjach odniesień do treści. To też duży krok od serii z Kicią Kocią (nadal dominującą w naszym domu, Pietrucha złapał bakcyla, wierszyków nie lubi, woli Kicię Kocię), z uproszczonymi ilustracjami, do naprawdę złożonych obra...

Chomiczówka, chomiczówka

 Niewiele osiedli doczekało się własnej piosenki, prawda? Ale nie ma już tamtej Chomiczówki, niezbyt czyste i niezbyt bezpieczne blokowisko zmieniło się w jedno z przyjemniejszych osiedli Warszawy. Zaskakujące jak ładnie się zestarzało to blokowisko z lat '70, podczas gdy niektóre z tego okresu już zmieniły się w slamsy. No i mnie też zmieniła się perspektywa. Wyprowadziłam się kilkanaście lat temu. "Mama, tam jest plac zabaw! I tam też jest plac zabaw. Mama! Plac zabaw! Tam chodźmy i tam chodźmy!". (jedna z tych huśtawek jest "zabytkowa", a jak skrzypi....) Pomiędzy kilkunastopiętrowymi blokami zamknięta jest bardzo duża przestrzeń wspólna. Place zabaw, "górka" do zjeżdżania, zadrzewione tereny do spacerów, asfaltowe uliczki na których bezpiecznie przedszkolak może gonić na hulajnodze a bebikus młodszy na rowerku. Dla moich maluchów wielka atrakcja.  Maruniowaty może z jednego placu zabaw na drugi przejechać na hulajnodze. W miejscu gdzie mies...

Sienkiewicz to jednak wielkim pisarzem był (kto by się tego spodziewał)

 Nigdy nie przeczytałam Trylogii. Poległam na początkach początku "Ogniem i mieczem". Co może nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że przeczytałam wszystkie inne lektury szkolne. Tak, "Nad Niemnem" też, oraz "Chłopów". Zmęczyłam nawet, z bólem ale jednak, "Pana Tadeusza" i "Dziady" (beznadziejne i przestarzałe twory, do czytania tylko jako przykład przerostu formy nad treścią).  Ale Trylogii nie zdzierżyłam. Teraz dziecko poległo na "W pustyni i w puszczy". Niepedagogicznie byłoby jednak w tym momencie przyznać, że może z tym Sienkiewiczem jest coś nie teges. A poza tym coś mi kołatało, że to dzieło Sienkiewicza przeczytałam w jakimś wczesnym dzieciństwie i jakoś bezboleśnie zupełnie. Zaczęliśmy czytać razem.  Dziecko poległo, bo tak naprawdę poległ program szkolny, aby tą powieść miało sens czytać, trzeba by zrobić najpierw kilka lekcji dotyczących kontekstu historycznego, kulturowego i językowego. Ja tego nie potrzebowałam, bo j...